Nie, nie zapomniałam o tym blogu, jeszcze nie. XD
Długo (ok. 11 dni) mnie tu nie było, ale teraz powracam razem z nowym rozdziałem. Miał się on pojawić już wczoraj, ale okazało się, że zamiast go opublikować, to zapisałam jako wersję roboczą...
Nie jestem z niego za bardzo zadowolona, ale cóż... Może Wam się jednak spodoba... Jeszcze jedno, postanowiłam, że przed każdym rozdziałem będę pisać króciótkie streszczenie poprzedniego.
Nie jestem z niego za bardzo zadowolona, ale cóż... Może Wam się jednak spodoba... Jeszcze jedno, postanowiłam, że przed każdym rozdziałem będę pisać króciótkie streszczenie poprzedniego.
To by było chyba na tyle...
Zapraszam do komentowania i obserwowania bloga oraz dziękuję wszystkim za czytanie, dodawanie komentarzy i.t.d.
Uwielbiam Was, ;)
Sophie H.
;*
♥♥♥
W poprzednim rozdziale:
Punk wypowiedział wojnę grupie Perhana. Omasza na wszelki wypadek umówiła się z Liv po kolacji, aby nauczyć i potrenować znolności, które przydałyby jej się w czasie ewentualnej napaści.
Kizzy i Olivia odnalazły Leo i wszyscy troje razem spędzili dzień nad strumieniem.
Po kolacji dziewczyna idzie na trening z Omaszą.
- A więc
zaczynajmy. Usiądź. - zaczeła - Już wiem, że
tą bardzo złą rzeczą, która miała się wydarzyć, a której nie mogłam
przewidzieć, było wypowiedzenie wojny przez grupę Punka. Nie wiadomo jak to się
wszystko potoczy, dlatego póki co będę cię uczyć tylko takich rzeczy, które
mogłyby ci pomóc w razie niebezpieczeństwa. Wiadomo już, że masz umiejętność
panowania nad powietrzem i zatrzymywanie czasu. Teraz sprawdzimy, jakie jeszcze
zdolności posiadasz. Bardzo przydatne jest uzdrawianie dotykiem. Żeby
sprawdzić, czy to umiesz musimy złapać jakieś zwierzę i lekko je zranić, a ty
spróbujesz je uzdrowić.
- Nie ma innego
sposobu? Nie mam ochoty ranić zwierzęcia dla takiej sprawy... Poza tym nie damy
rady złapać zwierzęcia, ucieknie nam...
- Przykro mi,
ale nie ma innej metody. A zwierzę złapiemy w bardzo prosty sposób. Zaraz
wrócę, czekaj tu na mnie.
Omasza
odwróciła się i ruszyła między drzewa, zostawiając mnie samą na polanie. Po
paru minutach wróciła z lisem w dłoniach.
- Jak go
złapałaś?
- Normalnie,
sparaliżowałam go. - powiedziała, wyciągając ze skórzanego pokrowca przypiętego
do paska spódnicy nożyk.
- Odwróć się.
Odwróciłam
głowę i zasłoniłam oczy dłońmi.
- Już.
Spojrzałam na
lisa. Miał małą ranę na boku. Omasza kucnęła przede mną.
- Teraz połóż
ręce na tej ranie i zamknij oczy. Skup się, spróbuj sprawić, aby ona zniknęła.
Z lekkim
obrzydzeniem położyłam obie ręce na krwawiącym boku liska, którego Omasza cały
czas mocno trzymała i zamknęłam oczy.
Nawet nie do
końca zdążyłam pomyśleć co robię, kiedy widząca stwierdziła:
- No i już.
Rany nie ma.
Otworzyłam oczy
i przyjrzałam się liskowi. Rzeczywiście, jego rana zniknęła. Jedyne co po niej
zostało to trochę zaschniętej krwi na futerku. Spojrzałam z niedowierzaniem na uśmiechniętą Omaszę.
- Jak to jest
możliwe?
- Normalnie.
Teraz następna rzecz. - powiedziała puszczając liska, który od razu wskoczył
przestraszony w krzaki - Panowanie nad ptakami. To ważna umięjtność, bo te zwierzęta są przydatne w
wielu sytuacjach. Podczas walki, kiedy chcemy się dowiedzieć, co się dzieje
gdzieś indziej, kiedy chcemy kogoś szybko o czymś powiadomić... - zaczęła
wyliczać Omasza.
- Moja babcia
to umiała?
- Nie...
Zobaczmy w takim razie, czy ty posiadasz tą umiejętność... Zamknij oczy, stań
prosto. Przywołanie jakiegokolwiek ptaka wymaga również współpracy z
powietrzem. Widomo przecież, że żywiołem tych zwierząt jest właśnie powietrze.
Musisz się skupić. Ptaki to mądre zwierzęta, podobno niektóre potrafią nawet
czytać w myślach. Ale oprócz tego, że są mądre, są też płochliwe. Nie umiem ci
dokładnie powiedzieć, co masz pomyśleć, co zrobić i jak się zachowywać,
dlatego, że to tak naprawdę dzieje się u każdego inaczej, każdy ma swój własny
sposób. Jedyne co mogę ci powiedzieć to, że po prostu musisz go wytropić i do
niego przemówić, musisz zrobić to, co podpowie ci twoja podświadomość. Spróbuj.
Wstałam.
Pokiwałam głową i zamknęłam oczy. Przyłożyłam dłonie do skroni. Stało się to
samo, co miało miejsce, gdy Aishe na mnie skoczyła. Czas jakby zwolnił,
wszystkie dźwięki ucichły. Słyszałam jedynie wiatr, jego świszczące śpiewy i
trzepot ptasich skrzydeł. Krakania, świergoty, świsty wielu, wielu ptaków
brzmiały w mojej głowie. Czułam coś jakby podniecenie i
sympatię połączone w jedno wspaniałe uczucie. Pieśń wiatru i trzepoty piór były
odgłosami, które wprowadzały mnie w zadumę, dziwny, ale przyjemny trans. Jednak
stopniowo to omamienie, które czułam, zaczęło znikać. Odgłosy stawały się
wyraźniejsze, silny, chłodny wiatr muskał moją skórę. Krakania ptaków było
coraz głośniejsze, bliższe. Wszystkie te odgłosy nagle zaczęły znikać, jeden po
drugim, aż w końcu wokół mnie zrobiło się cicho. Ostrożnie otworzyłam oczy.
Rozejrzałam się. Nigdzie nie było ani jednego ptaka. Zero. Po prostu mi się nie
udało. Spojrzałam na Omaszę. Widząca rozglądała się dookoła zszokowana.
- Co się stało?
Przecież nie wezwałam żadnego...
Omasza
pokręciła głową.
- Spójrz. -
powiedziała oszołomiona wskazując na drzewa otaczające polanę.
Zdziwiona
jeszcze raz się rozejrzałam. Dopiero teraz je zobaczyłam. Setki różnych ptaków
siedziały na drzewach i na ziemi, jednak żaden z nich nie przekroczył linii
drzew. Patrzyły na mnie z zaciekawieniem swoimi ciemnymi oczami, badając, czy
mogą mi zaufać. Ani jeden z nich nie wykonał praktycznie żadnego ruchu. Spojrzałam
zdruzgotana na Omaszę, nie wiedziałam co mam zrobić. Ale widząca również
wydawała się tak zszokowana tym, co widziała, że nie potrafiła nic powiedzieć.
Popatrzyłam na zwierzęta.
- Emmm...
Cześć... Jestem Liv... - nie no po prostu inteligencja na poziomie
przedszkolaka albo i gorzej...
Jeden z ptaków,
całkiem spory kruk, podleciał do mnie i ku mojemu przerażeniu, usiadł mi na
ramieniu. Spojrzał na mnie swoimi czarnymi jak smoła oczami. Nie wiedziałam
czemu, ale było w nich widać coś ludzkiego, mądrość... Uważnie mi się
przyjrzał, po czym uniósł swoją główkę i głośno zakrakał. Naraz wszystkie ptaki
zgromadzone na łące poderwały się do lotu, wydając właściwe dla siebie odgłosy.
Zaczęły krążyć wokół polany wywołując silny wiatr. Krążyły tak przez parę
sekund, po czym jeden po drugim zaczęły odłączać się od pozostałych, aż w końcu
wszystkie odleciały. Został tylko jeden - duży, czarny kruk, ten sam, który
wcześniej się mi przyglądał. Wyciągnęłam dwa palce, aby mógł na nich przysiąść.
Ptak skorzystał z zaproszenia. Zauważyłam, że trzyma coś w dziobie. Podstawiłam
wolną dłoń pod jego dziób, a kruk upuścił na nią to, co w nim miał. Była to
stokrotka. Ptak zakrakał, po czym poderwał się do lotu. Po paru sekundach już
go nie było. Zdziwiona chwyciłam stokrotkę i uważnie jej się przyjrzałam. Niby
zwykły kwiatek, ale czułam, że jest on symbolem czegoś ważnego.
- Niebywałe...
- usłyszałam obok siebie.
Spojrzałam na
Omaszę, która nadal nie mogła wyjść z szoku.
- Co to w ogóle
było...?
- Właśnie
zyskałaś kolejną umiejętność... Ten kwiatek to symbol zaufania i oddania ze
strony wszystkich ptaków.
Pokiwałam
głową.
- Nie mogę
uwierzyć jak za pierwszym razem można wezwać tyle tych zwierząt... Twoja pra
pra babcia miała tą umiejętność, ale pomimo wielu ćwiczeń nigdy nie wezwała
więcej niż dziesięć ptaków... A ty? Ich było przynajmniej z kilkaset, to jest
niesamowite... Przy odrobinie treningów z pewnością będzie to twoją mocną
stroną.
- To chyba
dobrze...
- Ależ to
cudownie, nigdy czegoś takiego nie widziałam... Niesłychane... - zastanawiała
się dalej Omasza.
- To... Co
teraz robimy?
- Myślę, że na
razie trochę poćwiczymy umiejętności, które już odkryłaś. Nie wiem... Może
być panowanie nad powietrzem, czy coś tam... - mówiła nieskładnie.
Najwyraźniej
nadal nie mogła wyjść z podziwu. Z resztą ja tak samo...
Pokiwałam
głową.
- Nie będę już
ci tłumaczyć jak masz zapanować nad powietrzem, bo już to wiesz. Powiem tylko,
że za każdym razem, kiedy odkryjesz nową umiejętność, najpierw dzieje się coś
takiego, co… Jakby to powiedzieć… Jest symbolem nabycia kolejnej umiejętności.
Na przykład ten moment, kiedy ptaki zaczęły nad nami krążyć, albo kruk dał ci
stokrotkę, albo ten taniec z wiatrem… O to mi właśnie chodzi. Potem już możesz
swobodnie korzystać z tej umiejętności.
Ponownie
kiwnęłam głową.
- Dobrze, teraz
posłuchaj. Powietrze jest często lekceważonym żywiołem. Ten kto nie doświadczył
jego siły, zazwyczaj uważa je za mało ważne. Ale jest całkiem odwrotnie. Jeśli
umiesz odpowiednio nim władać, możesz wykorzystać je praktycznie do
wszystkiego. Do walki, żeby się ochłodzić, żeby dosięgnąć czegoś, co jest
wysoko, a przy odrobinie wysiłku nawet wznieść się w powietrze. Zaczniemy od
zastosowań w walce. Razem z twoją pra pra babcią, która w przeciwieństwie do
Lindy miała tę umiejętność, opracowałyśmy parę przydanych manewrów. Pierwszy,
bardzo łatwy, to tak zwane ostrze. Chyba łatwo się domyślić na czym to polega.
Silnym ruchem ramienia tworzysz ostrze z powietrza. Jednak tu musisz byś
uważna, bo takie coś może nawet przeciąć człowieka na pół. Nie potrzebna jest
do tego jakaś wielka siła fizyczna. Wystarczą chęci i współpraca z powietrzem.
Spróbuj, na razie nie za mocno. - poleciła.
Ćwiczyłyśmy
przez następne parę godzin. Szło mi, no, nie powiem, całkiem dobrze, a Omasza
co chwila powtarzała: ,,Niemożliwe... Pierwszy raz i już ci wychodzi…?’’.
Oprócz ostrza,
widząca pokazała mi też jak zrobić ,,ramię’’ z powietrza, jak wywołać wir,
osłonę, jak kogoś ,,zdmuchnąć’’ i wszystko to ze mną przećwiczyła. Nie zabierałyśmy
się za żadną inną umiejętność, Omasza stwierdziła, że wszystko w swoim czasie i
za resztę weźmiemy się potem.
W końcu widząca
powiedziała:
- Lepiej już
wracajmy. Rano będziesz nieprzytomna, słońce za parę godzin wschodzi. Nic się
nie odzywaj i idź za mną. Tylko pamiętaj, nic nie mów. Te tereny nie są
najbezpieczniejsze…
Lekko
wystraszona pokiwałam głową. Omasza ruszyła między drzewa, a ja podążyłam za
nią.
Szłyśmy dłużej
niż poprzednio, bo zmęczenie dawało nam się już we znaki i co jakiś czas
musiałyśmy przystawać, żeby złapać tchu.
Kiedy nareszcie
znalazłyśmy się na polanie pożegnałam się z Omaszą i podziękowałam jej za
trening, po czym ruszyłam w stronę swojego namiotu. Pomimo wyczerpujących
ćwiczeń znalazłam jeszcze trochę sił na umycie się, po czym ubrana w koszulę nocną,
ułożyłam się na materacu. Usypiając myślałam o wszystkim, co dzisiaj się
zdarzyło, o tym, czego się nauczyłam. Bałam się nadchodzącej wojny, najchętniej
już teraz uciekłabym stąd z powrotem do domu, gdzie miałam normalne, zwyczajne
życie przeciętnej nastolatki, której największym zmartwieniem jest zbyt mała
ilość ciuchów lub brak chłopaka. Tutaj było inaczej, zupełnie inaczej. Jakieś
magiczne zdolności, wojny, widzące, mieszkanie w namiotach, ubieranie się w
długie sukienki i zakładanie ton biżuterii… Ale mimo wszystko zaczęłam
przywiązywać się do życia w tej osadzie… Było tu coś takiego, co kazało mi zostać.
Nie byłam pewna, czy będę potrafiła tak po prostu to wszystko zostawić i wrócić
do życia w mieście, gdzie w porównaniu z tym, co teraz przeżywam, codzienność
jest monotonna i szara.
***