~Olivia~
Kiedy się obudziłam było
całkiem ciemno. Postanowiłam, że skorzystam z tego i pójdę postrzelać.
Założyłam moje czarne szorty (Omasza mi je uprała) i czarny top (po mojej
babci), a do ręki wzięłam łuk i kołczan ze strzałami po czym boso ruszyłam na
polanę. Kiedy szłam przez las nagle z krzaków wyskoczył ,,mój’’ wilk. Zaczął
biegać wokół mnie co jakiś czas wykonując zabawny podskok.
- Cześć! - zawołałam.
Kucnęłam i odłożyłam kołczan i
łuk na ziemię. Zaczęłam go głaskać. Wilk skakał, biegał, merdał ogonem, lizał
mnie i łasił się do mnie przez następne parę minut, a potem zaczął gonić
jakiegoś fioletowego motylka. Zaśmiałam się i podniosłam swoje rzeczy. Ruszyłam
dalej w stronę mojej polanki. Od razu kiedy na nią weszłam zaczęłam strzelać.
Szło mi lepiej niż kiedykolwiek! Prawie zawsze strzelałam już w pień, tylko dwa
razy strzała trafiła w gałęzie. Sama nie wiem kiedy, ale bardzo polubiłam
strzelanie. To było wspaniałe! Szło mi coraz lepiej, aż w końcu po tylu
godzinach trafiłam w małą dziuplę w pniu! Podskoczyłam uradowana wyrzucając
ręce do góry.
- Jest!
Szybko podbiegłam do drzewa i
wyciągnęłam strzałę z dziupli. Otwór miał jakieś pięć centymetrów średnicy,
więc nie był duży, co jeszcze bardziej wprawiało mnie w dumę. Trafiłam w taki
mały punkcik! Jeee! Jestem wielka!
Szybko odeszłam kilkanaście
metrów od drzewa i znowu wycelowałam. Tym razem strzała wbiła się w korę tuż
obok dziupli, ale i tak mnie to ucieszyło. Postanowiłam, że w związku z tym, że
już na serio dobrze mi idzie, nie warto na razie wracać, i że może zostanę
jeszcze z godzinę. Ale z tej godziny zrobiły się dwie, a potem trzy. Byłam
spocona, zmęczona, ale zadowolona i usatysfakcjonowana. Łącznie na strzelaniu
spędziłam ok. cztery godziny. Nie wiem co mnie napadło, pewnie już trwa
śniadanie. Ponieważ kiedy wychodziłam zapomniałam spódnicy (po prostu brawo,
Liv), musiałam się skradać, żeby nikt mnie nie zauważył w spodniach. W sumie to
nie wiem czemu tak się kryłam, ale Omasza powiedziała, że może lepiej, żebym na
razie chodziła tylko w cygańskich ciuchach, a aktualnie miałam na sobie moje
szorty. Poza tym wolałam, żeby nikt nie wiedział, że strzelam.
Jednak całe szczęście akurat
trwało śniadanie, więc wszyscy byli po drugiej stronie wioski, ale i tak
poszłam za namiotami, tak na wszelki wypadek. Kiedy znalazłam się w moim
namiocie odłożyłam łuk i kołczan do skrzyni, a następnie zaczęłam się rozglądać
za czymś nowym do ubrania. Nagle z zewnątrz dobiegł mnie głos Omaszy:
- Olivio, czy mogę wejść?
- Tak!
Omasza weszła do namiotu i
spojrzała na mnie.
- Wróciłaś ze strzelania?
Na początku nie wiedziałam co
powiedzieć, ale potem uświadomiłam sobie, że przecież Omasza to widząca.
- Tak...
- Liv, cieszę się, że
strzelasz, zobaczysz, już niedługo ta umiejętność bardzo ci się przyda.
Przyszłam tu, żeby powiedzieć ci, żebyś dała mi swoje rzeczy do prania. Acha,
no i pomogę ci dobrać nowy strój. Biżuteria niech będzie o taka, strój będzie
biały... Załóż tą białą bluzkę i tą spódnicę... Do tego ta bransoleta i
naszyjnik i to i jeszcze to... A kolczyki... Niech będą te małe kółka... -
mówiła Omasza przebierając w skrzyni.
-------------------------------------------------------------------------

Sukienka, ale bez tego brązowego paseczka (to z teledysku Elen Levon - Wild Child)
Biżuteria: złota prosta bransoleta i kolczlczyki w kształcie niedużych kółek + bąd bez, jak komuś tak wygodniej sobie wyobrazić) ; )

-------------------------------------------------------------------------------------------
- Ubierz się i idź na śniadanie. Ja również idę coś zjeść. I nie zapomnij dać mi tych ubrań do prania.
-------------------------------------------------------------------------

Sukienka, ale bez tego brązowego paseczka (to z teledysku Elen Levon - Wild Child)
Biżuteria: złota prosta bransoleta i kolczlczyki w kształcie niedużych kółek + bąd bez, jak komuś tak wygodniej sobie wyobrazić) ; )

-------------------------------------------------------------------------------------------
- Ubierz się i idź na śniadanie. Ja również idę coś zjeść. I nie zapomnij dać mi tych ubrań do prania.
- Dzięki, Omaszo, nie wiem co
ja bym bez ciebie zrobiła! - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Omasza lekko się uśmiechnęła i
podała mi gotowy zestaw, który miałam założyć. Chwyciła moje ,,ciuchy do
prania’’, po czym szybko wyszła. Ubrałam się w sukienkę i założyłam biżuterię.
Włosy ułożyłam w fale. Byłam gotowa. Nie miałam lustra, ale i tak czułam, że
ładnie wyglądam. Nie wiem czemu, ale tutaj wszyscy codziennie ubierali się jak
na jakieś święto. Niemniej nie przeszkadzało mi to. Kiedy wyszłam z namiotu
sporo osób na mnie spojrzało, wszyscy zaczęli między sobą szeptać. Denerwowało
mnie to. Pomimo iż nie lubię, kiedy ktoś mnie ignoruje, to nienawidzę też,
kiedy ludzie są mną za bardzo zainteresowani. Szybko ruszyłam w stronę ogniska,
gdzie ludzie kończyli właśnie jeść śniadanie.
Podeszłam po moją porcję. Przy
stole stała Simza.
- Cześć. Ślicznie ci w tej
sukience. - powiedziała z uśmiechem podając mi drewniany talerz.
- Cześć. Dziękuję, ty też
ładnie wyglądasz. - odpowiedziała również się do niej uśmiechając.
Simza miała na sobie długą
sukienkę na ramiączka
Usiadłam na trawie i zabrałam
się za jedzenie.
Gryząc swoją kromkę chleba
rozejrzałam się po polanie w nadziei, że gdzieś wypatrzę Kizzy. Zrozumiałam, że
jestem dla niej ważną osobą, ona dla mnie również. Sama nie wiem kiedy to się
stało, ale życie tutaj jest dla mnie czymś normalnym, zwyczajnym. Czułam się
tutaj jak w domu. Znałam już sporo osób, miałam tu nieprzyjaciół, przyjaciół,
własny ,,dom’’... Nie wiem, czy teraz, gdyby mama, czy tata przyszli tu po
mnie, żeby mnie stąd zabrać... Nie wiem czy umiałabym tak po prostu stąd
odejść.
Kiedy skończyłam jeść
postanowiłam, że może przejdę się trochę do lasu, znowu spotkam z wilkiem...
Jak pomyślałam tak zrobiłam.
Oddałam talerz Simzie, po czym skierowałam się do lasu od strony mojej polanki
do strzelania.
Parę minut po tym, jak weszłam
między drzewa, wilk podbiegł do mnie i machając ogonem truchtał obok mnie.
- Liv?
Spomiędzy krzaków wyszła
Kizzy.
- Cześć! - zawołała i
przytuliła się do mnie.
- Cześć, szukałam cię na
śniadaniu, ale cię nie było...
- Wiem, ale nie chciało mi się
jeść.
Przyjrzałam się jej uważnie.
- Kizzy, musisz jeść, bo nie
będziesz miała na nic siły.
- Dobrze, wiem.
Dopiero teraz zauważyłam, że
Kizzy trzyma coś w ręku.
- Co to? - spytałam.
- To wianek. Zrobiłam podobny
na tym konkursie. No właśnie, on jest dla ciebie.
Kizzy podała mi wianek.
Był przecudowny! Nie miałam
pojęcia, że takie małe, dziecięce rączki potrafią zrobić coś tak pięknego!
Wzięłam wianek i delikatnie obejrzałam go z każdej strony.
- Co, nie podoba ci się?
- Nie, Kizzy, on jest
prześliczny! Tylko nie mogę wyjść z podziwu, jak ty to zrobiłaś!
Kizzy uśmiechnęła się.
- Załóż.
Nałożyłam wianek na głowę.
- Piękny, dziękuję. -
uśmiechnęłam się do dziewczynki i objęłam ją ramieniem.
- I ty chcesz mi powiedzieć,
że nie wygrałaś? - zaśmiałam się.
- Mirelo (nie czepiać się
imion, takie są naprawdę) wygrała. Ona miała bardzo ładny wianek.
- A kto osądzał?
- Aishe.
- No to już wiadomo czemu nie
wygrałaś.
- Aishe chyba nie jest aż taka
głupia...
- Ludzie są różni...
- Wiem.
Obie zamilkłyśmy. Ten temat
nie był odpowiedni na tak ładny dzień.
Jednak już po chwili o tym
zapomniałyśmy i razem rozkoszowałyśmy się urokami letniego poranka. Słońce
przebijało się przez korony drzew, a powietrze było świeże i rześkie. Szłyśmy
razem wydeptaną ścieżką prowadzącą do strumienia. Wilk wesoło biegł przed nami
co jakiś czas zbaczając z dróżki goniąc jakiegoś kolorowego motyla. Kizzy
również się do niego przyłączyła, co wilk przyjął z wielką radością. Razem
wyglądali bardzo słodko. Kiedy mijaliśmy polankę do strzelania Kizzy zaproponowała:
- Może pójdziemy na polankę?
Nie musimy ćwiczyć, po prostu tu posiedzimy.
Pokiwałam głową, po czym razem
zeszyłyśmy z dróżki. Szłyśmy między drzewami kierując się w stronę polanki.
Kiedy znalazłyśmy się na łące Kizzy zaczęła biegać i skakać co jakiś czas
wykonując gwiazdę, a wilk biegał razem z nią.
Usiadłam na trawie i wyciągnęłam
twarz w stronę Słońca. Nagle Kizzy usiadła roześmiana koło mnie.
- No właśnie, chciałam się
spytać skąd masz tą sukienkę. Omasza ci ją uszyła? Jak tak to powiedz jej, że
ja też taką chcę! - zawołała Kizzy.
- Tak... Ale ona mi jej nie
uszyła, nie wiem skąd ją ma... - skłamałam, przecież nie mogłam jej powiedzieć,
że jest po mojej babci.
- Bardzo ładna... Ty cała
jesteś ładna... Twoja mama musi być z ciebie bardzo dumna... - zamyśliła się
Kizzy.
Nie odpowiedziałam jej. Moja
mama na takie rzeczy nie wracała raczej uwagi. Jak dla niej byłam po prostu
zwykłą dziewczyną, którą przyszło jej wychowywać, i na którą przyszło jej
wydawać ciężko zarobione pieniądze. Nic więcej.
Kizzy położyła się na ziemi i
zamknęła oczy.
Wilk podbiegł do mnie, polizał
mnie po ręce, po czym pobiegł gdzieś w krzaki. Zrozumiałam, że już pewnie musi
iść.
Zaczęłam przyglądać się Kizzy.
To zdecydowanie najbardziej niezwykła dziewczynka, jaką w życiu poznałam i
cieszę się, że tak się stało. Utworzyła się między nami osobliwa więź, która sprawiała,
że nie umiałabym zapomnieć o tej małej dziewczynce do końca życia. Byłam pewna,
że kiedy wrócę do domu, o ile to będzie miało miejsce, to będę za nią bardzo
tęsknić.
- Liv?
- Tak?
- Słuchaj, bo ja mam takie
pytanie...
- Jakie?
- Czy ty też jesteś widzącą
jak Omasza?
- Nie, nie jestem... -
powiedziałam powoli.
- Hmmm...
- A czemu pytasz?
- Nic, tak sobie... Po prostu
się dziwię, że Omasza tak cię lubi, kiedy ona dla wszystkich jest niemiła i do
nikogo się nie odzywa...
- Pewnie tak po prostu, z czystej
uprzejmości...
- Hmmm...
- Wracajmy już może, jest
bardzo gorąco, nie chcę, żebyś dostała udaru.
- Udaru? Nie wiem co to, ale
dobrze.
Podniosłyśmy się na nogi i
odwróciłyśmy w stronę, w którą trzeba było pójść, żeby dojść do ścieżki. Nagle
Kizzy zatrzymała się i wydała z stłumiony półkrzyk. Przypadła do mojego boku i
pisnęła:
- Tam ktoś stoi z nożem!
Spojrzałam z niepokojem w
stronę, w którą patrzyła Kizzy. Nagle z krzaków wyszła... Aishe.
- Witam! - zawołała.
Uśmiechnęła się
psychopatycznie i mocniej ścisnęła rękojeści dwóch maczet, które trzymała w
rękach.
- Cóż, Olivio... Ostrzegałam
cię, a ty mnie nie posłuchałaś... Poniesiesz konsekwencje i ta mała też... -
powiedziała podnosząc na wysokość swoich oczu ostrze jednego ze
sztyletów.
- Idealnie, odrąbię ci głowę,
a potem posiekam na części i głowę zawieszę na sznurze na drzewie! Takim
sposobem nigdy nie odejdziesz do krainy zmarłych, na zawsze będziesz uwięziona
w swojej gnijącej głowie!
Dreszcz zgrozy przeszył moje
ciało. Już chciałam ruszyć w przeciwną stronę ciągnąc za sobą Kizzy, ale ta
rzuciła się na Aishe z pięściami.
- Zostaw Liv, zostaw mnie i
zostaw mojego brata! Jesteś głupią idiotką! - wrzeszczała skacząc na Aishe,
która zdezorientowana upadła pchnięta przez małą wojowniczkę. Jednak szybko
odzyskała rozum i z zawrotną prędkością złapała dziewczynkę przykładając jej
nóż do szyi.
- Jeden zbędny ruch i twoja
przyjaciółka nie ma głowy. - syknęła przez zaciśnięte zęby. Już się nie
uśmiechała, jej oczy przepełniała nienawiść i złość oraz silne pragnienie
zemsty.
Do tej pory stałam
zdezorientowana nie mogąc się ruszyć, ale gdy zobaczyłam wyraz oczu Kizzy
poczułam coś dziwnego... Czułam się wściekła, ale ta wściekłość sprawiała, że
przepełniała mnie jakaś osobliwa siła. Zacisnęłam pięści i spojrzałam na Aishe
z nienawiścią.
- Albo ją puścisz, albo zabiję
cię prędzej niż myślisz. - syknęłam.
Aishe zaśmiała się.
- Ty? Ty jesteś głupia i nic
nie umiesz! Jesteś tylko zbędną atrakcją na mojej drodze do szczęścia. A wiesz
co ja robię z takimi atrakcjami?
- Likwiduję. - dokończyła
szeptem i pchnęła Kizzy daleko za siebie. Skoczyła w moją stronę unosząc obie
maczety. Nagle stało się coś dziwnego. Wszystko działo się jakby w spowolnionym
tempie, przez mgłę. Nie, to nie mogło się tak skończyć! Nie urodziłam się po
to, żeby w wieku siedemnastu lat zostać zabita! Usłyszałam stłumiony płacz
Kizzy i jej krzyk. Pomyślałam o rodzinie, o babci, o Omaszy, o Leo no i
oczywiście o Kizzy... Nie, nie ma mowy, żeby ta idiotka mi to wszystko zabrała!
Leo pewnie obwiniałby się do końca życia, a Kizzy znowu zamknęłaby się w
sobie...
Zadziałałam odruchowo, nie
wiedziałam jak to się stało. Skupiłam się i pomyślałam o wszystkim, czego do
tej pory się nauczyłam. Uspokoiłam się, wiedziałam co robić. Nagle poczułam
miły dreszcz przeszywający ciało, po czym czas wokół mnie zatrzymał się. Już
wiedziałam. Mam tą moc.
1 komentarz:
OMG !!! Boskii , Cudo !!!!
Masz talent ;D
Olivia i Kizzy to takie sweet ze ja nie moge
Uwielbiam CIEBIE i tego bloga ;***Kocham Julka <33
Prześlij komentarz