wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 13. (part one) Dar

~Olivia~

Kiedy się obudziłam było całkiem ciemno. Postanowiłam, że skorzystam z tego i pójdę postrzelać. Założyłam moje czarne szorty (Omasza mi je uprała) i czarny top (po mojej babci), a do ręki wzięłam łuk i kołczan ze strzałami po czym boso ruszyłam na polanę. Kiedy szłam przez las nagle z krzaków wyskoczył ,,mój’’ wilk. Zaczął biegać wokół mnie co jakiś czas wykonując zabawny podskok. 
- Cześć! - zawołałam.
Kucnęłam i odłożyłam kołczan i łuk na ziemię. Zaczęłam go głaskać. Wilk skakał, biegał, merdał ogonem, lizał mnie i łasił się do mnie przez następne parę minut, a potem zaczął gonić jakiegoś fioletowego motylka. Zaśmiałam się i podniosłam swoje rzeczy. Ruszyłam dalej w stronę mojej polanki. Od razu kiedy na nią weszłam zaczęłam strzelać. Szło mi lepiej niż kiedykolwiek! Prawie zawsze strzelałam już w pień, tylko dwa razy strzała trafiła w gałęzie. Sama nie wiem kiedy, ale bardzo polubiłam strzelanie. To było wspaniałe! Szło mi coraz lepiej, aż w końcu po tylu godzinach trafiłam w małą dziuplę w pniu! Podskoczyłam uradowana wyrzucając ręce do góry. 
- Jest!
Szybko podbiegłam do drzewa i wyciągnęłam strzałę z dziupli. Otwór miał jakieś pięć centymetrów średnicy, więc nie był duży, co jeszcze bardziej wprawiało mnie w dumę. Trafiłam w taki mały punkcik! Jeee! Jestem wielka! 
Szybko odeszłam kilkanaście metrów od drzewa i znowu wycelowałam. Tym razem strzała wbiła się w korę tuż obok dziupli, ale i tak mnie to ucieszyło. Postanowiłam, że w związku z tym, że już na serio dobrze mi idzie, nie warto na razie wracać, i że może zostanę jeszcze z godzinę. Ale z tej godziny zrobiły się dwie, a potem trzy. Byłam spocona, zmęczona, ale zadowolona i usatysfakcjonowana. Łącznie na strzelaniu spędziłam ok. cztery godziny. Nie wiem co mnie napadło, pewnie już trwa śniadanie. Ponieważ kiedy wychodziłam zapomniałam spódnicy (po prostu brawo, Liv), musiałam się skradać, żeby nikt mnie nie zauważył w spodniach. W sumie to nie wiem czemu tak się kryłam, ale Omasza powiedziała, że może lepiej, żebym na razie chodziła tylko w cygańskich ciuchach, a aktualnie miałam na sobie moje szorty. Poza tym wolałam, żeby nikt nie wiedział, że strzelam. 
Jednak całe szczęście akurat trwało śniadanie, więc wszyscy byli po drugiej stronie wioski, ale i tak poszłam za namiotami, tak na wszelki wypadek. Kiedy znalazłam się w moim namiocie odłożyłam łuk i kołczan do skrzyni, a następnie zaczęłam się rozglądać za czymś nowym do ubrania.  Nagle z zewnątrz dobiegł mnie głos Omaszy:
- Olivio, czy mogę wejść?
- Tak!
Omasza weszła do namiotu i spojrzała na mnie. 
- Wróciłaś ze strzelania?
Na początku nie wiedziałam co powiedzieć, ale potem uświadomiłam sobie, że przecież Omasza to widząca.
- Tak...
- Liv, cieszę się, że strzelasz, zobaczysz, już niedługo ta umiejętność bardzo ci się przyda. Przyszłam tu, żeby powiedzieć ci, żebyś dała mi swoje rzeczy do prania. Acha, no i pomogę ci dobrać nowy strój. Biżuteria niech będzie o taka, strój będzie biały... Załóż tą białą bluzkę i tą spódnicę... Do tego ta bransoleta i naszyjnik i to i jeszcze to... A kolczyki... Niech będą te małe kółka... - mówiła Omasza przebierając w skrzyni.

-------------------------------------------------------------------------


Sukienka, ale bez tego brązowego paseczka (to z teledysku Elen Levon - Wild Child)

Biżuteria: złota prosta bransoleta i kolczlczyki w kształcie niedużych kółek + bąd bez, jak komuś tak wygodniej sobie wyobrazić) ; )


-------------------------------------------------------------------------------------------

- Ubierz się i idź na śniadanie. Ja również idę coś zjeść. I nie zapomnij dać mi tych ubrań do prania.
- Dzięki, Omaszo, nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła! - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Omasza lekko się uśmiechnęła i podała mi gotowy zestaw, który miałam założyć. Chwyciła moje ,,ciuchy do prania’’, po czym szybko wyszła. Ubrałam się w sukienkę i założyłam biżuterię. Włosy ułożyłam w fale. Byłam gotowa. Nie miałam lustra, ale i tak czułam, że ładnie wyglądam. Nie wiem czemu, ale tutaj wszyscy codziennie ubierali się jak na jakieś święto. Niemniej nie przeszkadzało mi to. Kiedy wyszłam z namiotu sporo osób na mnie spojrzało, wszyscy zaczęli między sobą szeptać. Denerwowało mnie to. Pomimo iż nie lubię, kiedy ktoś mnie ignoruje, to nienawidzę też, kiedy ludzie są mną za bardzo zainteresowani. Szybko ruszyłam w stronę ogniska, gdzie ludzie kończyli właśnie jeść śniadanie.
Podeszłam po moją porcję. Przy stole stała Simza.
- Cześć. Ślicznie ci w tej sukience. - powiedziała z uśmiechem podając mi drewniany talerz.
- Cześć. Dziękuję, ty też ładnie wyglądasz. - odpowiedziała również się do niej uśmiechając. 
Simza miała na sobie długą sukienkę na ramiączka 
Usiadłam na trawie i zabrałam się za jedzenie. 
Gryząc swoją kromkę chleba rozejrzałam się po polanie w nadziei, że gdzieś wypatrzę Kizzy. Zrozumiałam, że jestem dla niej ważną osobą, ona dla mnie również. Sama nie wiem kiedy to się stało, ale życie tutaj jest dla mnie czymś normalnym, zwyczajnym. Czułam się tutaj jak w domu. Znałam już sporo osób, miałam tu nieprzyjaciół, przyjaciół, własny ,,dom’’... Nie wiem, czy teraz, gdyby mama, czy tata przyszli tu po mnie, żeby mnie stąd zabrać... Nie wiem czy umiałabym tak po prostu stąd odejść. 
Kiedy skończyłam jeść postanowiłam, że może przejdę się trochę do lasu, znowu spotkam z wilkiem...
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Oddałam talerz Simzie, po czym skierowałam się do lasu od strony mojej polanki do strzelania. 
Parę minut po tym, jak weszłam między drzewa, wilk podbiegł do mnie i machając ogonem truchtał obok mnie.
- Liv?
Spomiędzy krzaków wyszła Kizzy.
- Cześć! - zawołała i przytuliła się do mnie.
- Cześć, szukałam cię na śniadaniu, ale cię nie było...
- Wiem, ale nie chciało mi się jeść. 
Przyjrzałam się jej uważnie.
- Kizzy, musisz jeść, bo nie będziesz miała na nic siły.
- Dobrze, wiem. 
Dopiero teraz zauważyłam, że Kizzy trzyma coś w ręku.
- Co to? - spytałam.
- To wianek. Zrobiłam podobny na tym konkursie. No właśnie, on jest dla ciebie.
Kizzy podała mi wianek.
Był przecudowny! Nie miałam pojęcia, że takie małe, dziecięce rączki potrafią zrobić coś tak pięknego! Wzięłam wianek i delikatnie obejrzałam go z każdej strony.
- Co, nie podoba ci się?
- Nie, Kizzy, on jest prześliczny! Tylko nie mogę wyjść z podziwu, jak ty to zrobiłaś!
Kizzy uśmiechnęła się.
- Załóż.
Nałożyłam wianek na głowę.
- Piękny, dziękuję. - uśmiechnęłam się do dziewczynki i objęłam ją ramieniem.
- I ty chcesz mi powiedzieć, że nie wygrałaś? - zaśmiałam się.
- Mirelo (nie czepiać się imion, takie są naprawdę) wygrała. Ona miała bardzo ładny wianek.
- A kto osądzał?
- Aishe.
- No to już wiadomo czemu nie wygrałaś.
- Aishe chyba nie jest aż taka głupia...
- Ludzie są różni...
- Wiem.
Obie zamilkłyśmy. Ten temat nie był odpowiedni na tak ładny dzień.
Jednak już po chwili o tym zapomniałyśmy i razem rozkoszowałyśmy się urokami letniego poranka. Słońce przebijało się przez korony drzew, a powietrze było świeże i rześkie. Szłyśmy razem wydeptaną ścieżką prowadzącą do strumienia. Wilk wesoło biegł przed nami co jakiś czas zbaczając z dróżki goniąc jakiegoś kolorowego motyla. Kizzy również się do niego przyłączyła, co wilk przyjął z wielką radością. Razem wyglądali bardzo słodko. Kiedy mijaliśmy polankę do strzelania Kizzy zaproponowała:
- Może pójdziemy na polankę? Nie musimy ćwiczyć, po prostu tu posiedzimy.
Pokiwałam głową, po czym razem zeszyłyśmy z dróżki. Szłyśmy między drzewami kierując się w stronę polanki. Kiedy znalazłyśmy się na łące Kizzy zaczęła biegać i skakać co jakiś czas wykonując gwiazdę, a wilk biegał razem z nią.
Usiadłam na trawie i wyciągnęłam twarz w stronę Słońca. Nagle Kizzy usiadła roześmiana koło mnie.
- No właśnie, chciałam się spytać skąd masz tą sukienkę. Omasza ci ją uszyła? Jak tak to powiedz jej, że ja też taką chcę! - zawołała Kizzy.
- Tak... Ale ona mi jej nie uszyła, nie wiem skąd ją ma... - skłamałam, przecież nie mogłam jej powiedzieć, że jest po mojej babci.
- Bardzo ładna... Ty cała jesteś ładna... Twoja mama musi być z ciebie bardzo dumna... - zamyśliła się Kizzy.
Nie odpowiedziałam jej. Moja mama na takie rzeczy nie wracała raczej uwagi. Jak dla niej byłam po prostu zwykłą dziewczyną, którą przyszło jej wychowywać, i na którą przyszło jej wydawać ciężko zarobione pieniądze. Nic więcej.
Kizzy położyła się na ziemi i zamknęła oczy. 
Wilk podbiegł do mnie, polizał mnie po ręce, po czym pobiegł gdzieś w krzaki. Zrozumiałam, że już pewnie musi iść. 
Zaczęłam przyglądać się Kizzy. To zdecydowanie najbardziej niezwykła dziewczynka, jaką w życiu poznałam i cieszę się, że tak się stało. Utworzyła się między nami osobliwa więź, która sprawiała, że nie umiałabym zapomnieć o tej małej dziewczynce do końca życia. Byłam pewna, że kiedy wrócę do domu, o ile to będzie miało miejsce, to będę za nią bardzo tęsknić. 
- Liv?
- Tak?
- Słuchaj, bo ja mam takie pytanie...
- Jakie?
- Czy ty też jesteś widzącą jak Omasza?
- Nie, nie jestem... - powiedziałam powoli.
- Hmmm...
- A czemu pytasz?
- Nic, tak sobie... Po prostu się dziwię, że Omasza tak cię lubi, kiedy ona dla wszystkich jest niemiła i do nikogo się nie odzywa...
- Pewnie tak po prostu, z czystej uprzejmości...
- Hmmm...
- Wracajmy już może, jest bardzo gorąco, nie chcę, żebyś dostała udaru.
- Udaru? Nie wiem co to, ale dobrze.
Podniosłyśmy się na nogi i odwróciłyśmy w stronę, w którą trzeba było pójść, żeby dojść do ścieżki. Nagle Kizzy zatrzymała się i wydała z stłumiony półkrzyk. Przypadła do mojego boku i pisnęła:
- Tam ktoś stoi z nożem!
Spojrzałam z niepokojem w stronę, w którą patrzyła Kizzy. Nagle z krzaków wyszła... Aishe.
- Witam! - zawołała.
Uśmiechnęła się psychopatycznie i mocniej ścisnęła rękojeści dwóch maczet, które trzymała w rękach.
- Cóż, Olivio... Ostrzegałam cię, a ty mnie nie posłuchałaś... Poniesiesz konsekwencje i ta mała też... - powiedziała podnosząc na wysokość swoich oczu ostrze jednego ze sztyletów. 
- Idealnie, odrąbię ci głowę, a potem posiekam na części i głowę zawieszę na sznurze na drzewie! Takim sposobem nigdy nie odejdziesz do krainy zmarłych, na zawsze będziesz uwięziona w swojej gnijącej głowie!
Dreszcz zgrozy przeszył moje ciało. Już chciałam ruszyć w przeciwną stronę ciągnąc za sobą Kizzy, ale ta rzuciła się na Aishe z pięściami.
- Zostaw Liv, zostaw mnie i zostaw mojego brata! Jesteś głupią idiotką! - wrzeszczała skacząc na Aishe, która zdezorientowana upadła pchnięta przez małą wojowniczkę. Jednak szybko odzyskała rozum i z zawrotną prędkością złapała dziewczynkę przykładając jej nóż do szyi.
- Jeden zbędny ruch i twoja przyjaciółka nie ma głowy. - syknęła przez zaciśnięte zęby. Już się nie uśmiechała, jej oczy przepełniała nienawiść i złość oraz silne pragnienie zemsty.
Do tej pory stałam zdezorientowana nie mogąc się ruszyć, ale gdy zobaczyłam wyraz oczu Kizzy poczułam coś dziwnego... Czułam się wściekła, ale ta wściekłość sprawiała, że przepełniała mnie jakaś osobliwa siła. Zacisnęłam pięści i spojrzałam na Aishe z nienawiścią.
- Albo ją puścisz, albo zabiję cię prędzej niż myślisz. - syknęłam.
Aishe zaśmiała się.
- Ty? Ty jesteś głupia i nic nie umiesz! Jesteś tylko zbędną atrakcją na mojej drodze do szczęścia. A wiesz co ja robię z takimi atrakcjami?
- Likwiduję. - dokończyła szeptem i pchnęła Kizzy daleko za siebie. Skoczyła w moją stronę unosząc obie maczety. Nagle stało się coś dziwnego. Wszystko działo się jakby w spowolnionym tempie, przez mgłę. Nie, to nie mogło się tak skończyć! Nie urodziłam się po to, żeby w wieku siedemnastu lat zostać zabita! Usłyszałam stłumiony płacz Kizzy i jej krzyk. Pomyślałam o rodzinie, o babci, o Omaszy, o Leo no i oczywiście o Kizzy... Nie, nie ma mowy, żeby ta idiotka mi to wszystko zabrała! Leo pewnie obwiniałby się do końca życia, a Kizzy znowu zamknęłaby się w sobie... 

Zadziałałam odruchowo, nie wiedziałam jak to się stało. Skupiłam się i pomyślałam o wszystkim, czego do tej pory się nauczyłam. Uspokoiłam się, wiedziałam co robić. Nagle poczułam miły dreszcz przeszywający ciało, po czym czas wokół mnie zatrzymał się. Już wiedziałam. Mam tą moc. 

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

OMG !!! Boskii , Cudo !!!!
Masz talent ;D
Olivia i Kizzy to takie sweet ze ja nie moge
Uwielbiam CIEBIE i tego bloga ;***Kocham Julka <33