wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 13. (part two) Dar

W poprzedniej części:
Zadziałałam odruchowo, nie wiedziałam jak to się stało. Skupiłam się i pomyślałam o wszystkim, czego do tej pory się nauczyłam. Uspokoiłam się, wiedziałam co robić. Nagle poczułam miły dreszcz przeszywający ciało, po czym czas wokół mnie zatrzymał się. Już wiedziałam. Mam tą moc.

Aishe zawisła nade mną z maczetami w ręce i ze strachem na twarzy. Spojrzałam na nią i zaśmiałam się cicho.
- Powiedzmy, że cię nie zabiję... Ale na pewno zabiorę ci te noże. - powiedziałam wyjmując jej z dłoni maczety i rzucając je daleko za siebie.
- A teraz mnie posłuchaj. Jeszcze raz coś takiego odstawisz, wtedy już cię nie oszczędzę. Masz odczepić się od Kizzy, od Leo oraz ode mnie. Czy zrozumiałaś? - mówiłam powoli i spokojnie, ale ze złością.
Spojrzałam w jej oczy.
Może by już ją puścić? Miałam nadzieję, że wyląduje twarzą w ziemię, przynajmniej może naprostowałaby sobie trochę tą krzywą gębę.
Zaraz jak to było? ,,Gunandra ya’’? Tak!
- Gunandra ya. - powiedziałam bezgłośnie.
Naraz czas ruszył. Zatrzymane ptaki i motyle ruszyły, wiatr znowu zaczął wiać, a Aishe runęła na ziemię pod moimi stopami. Szybko zerwała się na równe nogi i biegiem ruszyła między drzewa oglądając się za siebie, aby sprawdzić, czy jej nie gonię. Była przerażona, potykała się co parę sekund, a gałęzie raniły jej twarz, ale ona wydawała się nie zwracać na to uwagi. Po prostu biegła na oślep. Kiedy już całkiem zniknęła między drzewami, spojrzałam na Kizzy. Dziewczynka siedziała skulona pod drzewem i patrzyła na mnie ze strachem. Bała się mnie. Z pewnością straciła do mnie zaufanie, z pewnością już nie jestem dla niej ,,jak mama’’... Po policzku spłynęła mi łza.
Jednak ku mojemu zdziwieniu Kizzy podniosła się i ostrożnie podeszła do mnie.
- Czyli ty jesteś czarownicą?
- Nie.
- A więc kim jesteś?
- Kizzy, to skomplikowane.
- Powiedz mi, jestem już duża.
Usiadłam na trawie, a ona zrobiła to samo.
- Widzisz... Moja babcia... Ona była stąd... Mieszkała w jednej z grup... W tamtej grupie czci się pewną boginię, Irę. Ira miała swojego rodzaju dar, pozwalający robić jej różne dziwne rzeczy. I powiedzmy, że ja jestem z nią spokrewniona. Jej dar przechodził z pokolenia na pokolenie, aż do mojej babci, a potem do mnie. Nie jestem żadną wiedźmą, po prostu mam ten dar.
Kizzy zastanowiła się.
- Fajnie. - powiedziała uśmiechając się lekko - A w której grupie twoja babcia mieszkała?
- W grupie Gunariego.
- Acha... Wiesz, tata to strasznie go nie lubi, ale ja tego nie rozumiem, ja go lubię, chociaż go nie znam.
Zamilkłyśmy.
- Kizzy, przepraszam, że cię wystraszyłam. Nie chciałam, to jakoś tak samo się zadziało. Wygląda na to, że ja tak po prostu mam. - powiedziałam ostrożnie.
- Nic się nie stało, bardziej powinnam ci podziękować. Uratowałaś mnie przed nią. Mój brat naprawdę nie ma gustu do dziewczyn. Musisz mi pokazać co jeszcze umiesz! - zaśmiała się i przytuliła się do mnie.
Kamień spadł mi z serca, myślałam, że po tym co widziała będzie się mnie bać, czy coś takiego.
- Kizzy, ty jesteś chyba jakimś dobrym duszkiem! - zaśmiałam się.
Usadziłam ją sobie na kolanach i mocno przytuliłam.

~Narrator~

Dziewczynka mocno wciągnęła powietrze do nosa. Kochała ten zapach, zapach kobiety, którą przynajmniej w myślach mogła nazywać mamą. Choć znała ją zaledwie od około tygodnia, to i tak czuła, że ta osoba jest godna jej zaufania. Bez względu na to, czy pochodzi z jej grupy, czy nie. Bardzo chciała, aby Olivia została u nich na stałe, ale wiedziała też, że nie może jej zatrzymać, bo przecież ona ma swoją rodzinę. Ta rzecz bardzo martwiła dziewczynkę, ale póki co postanowiła się nią nie przejmować, tylko cieszyć się tym co ma teraz.
Mocno wtuliła się w Olivię i zamknęła oczy. Siedziały tak przez następne pół godziny. Słońce wzeszło już wysoko.
- Liv?
- Tak?
- Wiesz, tak sobie pomyślałam, że może...
- Może co?
- Może nauczyłabym cię jakiegoś naszego tańca?
- Serio? Super by było!
Kizzy uśmiechnęła się i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Olivia pocałowała ją w czubek głowy.
- Ale na pewno nie teraz, duszę się, może pójdziemy do wioski i w końcu pokażę ci mój namiot.
Kizzy pokiwała głową.
Razem wróciły do osady. Kizzy zobaczyła namiot Olivii, potem razem poszły do strumyka i przez parę ładnych godzin pryskały się wodą i kąpały się w ubraniach, a potem wspólnie zjadły obiad, po czym wybrały się na długi spacer, który zakończył godzinny trening. Kizzy była już naprawdę dobra, szybko się uczyła i wykonywała wszystkie polecenia wydawane jej przez Liv. Kiedy wracały razem na kolację rozmawiały o wszystkim co dzisiaj zrobiły.
- Matko, to chyba najfajniejszy dzień w moim życiu! Okazało się, że ty masz jakiś tam magiczny dar, wykąpałyśmy się, no i oczywiście potrenowałyśmy karate! To jest super! Musimy to kiedyś powtórzyć! Acha, no i zapomniałam, zobaczyłam wreszcie twój namiot! - zawołała uradowana dziewczynka.
- Masz rację, było świetnie! Dawno już się tak nie bawiłam! - powiedziała Olivia obejmując Kizzy.
Uśmiechnęła się do małej. Kizzy odwzajemniła uśmiech i dalej szły w ciszy ciesząc się swoim towarzystwem i ciepłym letnim wieczorem. Nie było już tak gorąco jak w południe, było w sam raz. Szybko pobiegły po swoje porcje jedzenia i usiadły na trawie.

~Olivia~

Kizzy oparła się o moje ramię i w takiej pozycji zabrałyśmy się za jedzenie kolacji. Kiedy obie skończyłyśmy i oddałyśmy naczynia mocno ją przytuliłam i powiedziałam:
- Dobranoc, jutro przynajmniej część z tych rzeczy, które dzisiaj robiłyśmy musimy powtórzyć!
- Tak! Pójdziemy do strumienia i pokażę ci nasze tańce i nauczę cię pleś wianki, ok?
- Super, już nie mogę się doczekać! - zaśmiałam się.
Zazwyczaj małe dzieci trochę mnie denerwowały, szczególnie, kiedy nie chciały się ode mnie odczepić, ale z Kizzy było inaczej... Ona była dla mnie jak siostra, chociaż znałam ją raczej krótko. Dziewczynka życzyła mi dobrej nocy po czym pomachała mi i odbiegła w podskokach w stronę swojego namiotu. Patrzyłam za nią jeszcze chwilę po czym ruszyłam w stronę mojego namiotu. Umyłam się, przebrałam w piżamę, po czym kucnęłam koło skrzyni i ostrożnie wyjęłam z niej księgę o darze. ,,Lekturę czas zacząć.'' pomyślałam z uśmiechem.

No i jest rozdział. Spóźniony, i to o (aż) cztery dni, 
ale jest. Mam nadzieję, że się podobał. 
Jestem z niego zadowolona, to chyba 
najlepszy rozdział jak na razie.
No i napiszcie jakie są wasze wrażenia. 
Ja się cieszę, że nareszcie mogłam napisać, 
że Liv ma ten dar, czekałam na to. 
Leo co prawda nie ma, ale już niedługo... ; ) 
(wiem, że mówię to już któryś raz, 
ale na serio, cierpliwości XD)
Dziękuję za komentowanie, 
no i za życzenia powrotu do zdrowia. 
(chodzi mi o Emilę Howard) ;)
♥♥♥
Kocham Was, 

Sophie H.

4 komentarze:

Unknown pisze...

Rozdział BOSKi
Jej Liv ma wreszcie dar hura
kocham <3 i czekam na nn

Unknown pisze...

Rozdział boski, super...
A za tamtą nie musisz dziękować taka już jestem <3 Czekam na nn

Iga pisze...

Hej!!!
Dopiero znalazłam bloga ale bardzo mi się spodobał :)
jest inny niż wszystkie i jeszcze nie spotkałam się z taką historią... Coś mnie przyciąga do czytania rozdziałów, ale nwm co, może po prostu jesteś świetną blogerką? ;) chyba tak Ale oprócz tego że fajnie piszesz bloga ma w sobie TO COŚ <3
zakochałam się w tych opowiadaniach i pragnę więcej :)
czekam na next i zapraszam do mn na:
www.kimandjackmojahistoria.blogspot.com

Anonimowy pisze...

CUDO !!!!
Kocham tego bloga !! Jest bardzo interesujacy i nie tylko NIEPOWTARZALNY :**
Jestem twoja Fanka #1
Poprostu cudo az brak slow by to opisac :**
Tak trzymaj kochana :**
Nic nie szkodzi ze nie bylo Leo mi tam pasuje :D
Czekam na nastepny:**
Kocham Julka <33