W poprzedniej części:
Zadziałałam
odruchowo, nie wiedziałam jak to się stało. Skupiłam się i pomyślałam o
wszystkim, czego do tej pory się nauczyłam. Uspokoiłam się, wiedziałam co robić.
Nagle poczułam miły dreszcz przeszywający ciało, po czym czas wokół mnie
zatrzymał się. Już wiedziałam. Mam tą moc.
Aishe zawisła
nade mną z maczetami w ręce i ze strachem na twarzy. Spojrzałam na nią i zaśmiałam
się cicho.
- Powiedzmy, że
cię nie zabiję... Ale na pewno zabiorę ci te noże. - powiedziałam wyjmując jej
z dłoni maczety i rzucając je daleko za siebie.
- A teraz mnie
posłuchaj. Jeszcze raz coś takiego odstawisz, wtedy już cię nie oszczędzę. Masz
odczepić się od Kizzy, od Leo oraz ode mnie. Czy zrozumiałaś? - mówiłam powoli
i spokojnie, ale ze złością.
Spojrzałam w
jej oczy.
Może by już ją
puścić? Miałam nadzieję, że wyląduje twarzą w ziemię, przynajmniej może
naprostowałaby sobie trochę tą krzywą gębę.
Zaraz jak to było?
,,Gunandra ya’’? Tak!
- Gunandra ya.
- powiedziałam bezgłośnie.
Naraz czas
ruszył. Zatrzymane ptaki i motyle ruszyły, wiatr znowu zaczął wiać, a Aishe runęła
na ziemię pod moimi stopami. Szybko zerwała się na równe nogi i biegiem ruszyła
między drzewa oglądając się za siebie, aby sprawdzić, czy jej nie gonię. Była
przerażona, potykała się co parę sekund, a gałęzie raniły jej twarz, ale ona
wydawała się nie zwracać na to uwagi. Po prostu biegła na oślep. Kiedy już całkiem
zniknęła między drzewami, spojrzałam na Kizzy. Dziewczynka siedziała skulona
pod drzewem i patrzyła na mnie ze strachem. Bała się mnie. Z pewnością straciła
do mnie zaufanie, z pewnością już nie jestem dla niej ,,jak mama’’... Po
policzku spłynęła mi łza.
Jednak ku
mojemu zdziwieniu Kizzy podniosła się i ostrożnie podeszła do mnie.
- Czyli ty
jesteś czarownicą?
- Nie.
- A więc kim
jesteś?
- Kizzy, to
skomplikowane.
- Powiedz mi,
jestem już duża.
Usiadłam na
trawie, a ona zrobiła to samo.
- Widzisz...
Moja babcia... Ona była stąd... Mieszkała w jednej z grup... W tamtej grupie
czci się pewną boginię, Irę. Ira miała swojego rodzaju dar, pozwalający robić
jej różne dziwne rzeczy. I powiedzmy, że ja jestem z nią spokrewniona. Jej dar
przechodził z pokolenia na pokolenie, aż do mojej babci, a potem do mnie. Nie
jestem żadną wiedźmą, po prostu mam ten dar.
Kizzy zastanowiła
się.
- Fajnie. -
powiedziała uśmiechając się lekko - A w której grupie twoja babcia mieszkała?
- W grupie
Gunariego.
- Acha...
Wiesz, tata to strasznie go nie lubi, ale ja tego nie rozumiem, ja go lubię,
chociaż go nie znam.
Zamilkłyśmy.
- Kizzy, przepraszam,
że cię wystraszyłam. Nie chciałam, to jakoś tak samo się zadziało. Wygląda na
to, że ja tak po prostu mam. - powiedziałam ostrożnie.
- Nic się nie
stało, bardziej powinnam ci podziękować. Uratowałaś mnie przed nią. Mój brat
naprawdę nie ma gustu do dziewczyn. Musisz mi pokazać co jeszcze umiesz! - zaśmiała
się i przytuliła się do mnie.
Kamień spadł mi
z serca, myślałam, że po tym co widziała będzie się mnie bać, czy coś takiego.
- Kizzy, ty
jesteś chyba jakimś dobrym duszkiem! - zaśmiałam się.
Usadziłam ją
sobie na kolanach i mocno przytuliłam.
~Narrator~
Dziewczynka
mocno wciągnęła powietrze do nosa. Kochała ten zapach, zapach kobiety, którą
przynajmniej w myślach mogła nazywać mamą. Choć znała ją zaledwie od około
tygodnia, to i tak czuła, że ta osoba jest godna jej zaufania. Bez względu na
to, czy pochodzi z jej grupy, czy nie. Bardzo chciała, aby Olivia została u
nich na stałe, ale wiedziała też, że nie może jej zatrzymać, bo przecież ona ma
swoją rodzinę. Ta rzecz bardzo martwiła dziewczynkę, ale póki co postanowiła się
nią nie przejmować, tylko cieszyć się tym co ma teraz.
Mocno wtuliła
się w Olivię i zamknęła oczy. Siedziały tak przez następne pół godziny. Słońce
wzeszło już wysoko.
- Liv?
- Tak?
- Wiesz, tak
sobie pomyślałam, że może...
- Może co?
- Może nauczyłabym
cię jakiegoś naszego tańca?
- Serio? Super
by było!
Kizzy uśmiechnęła
się i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Olivia pocałowała ją w czubek głowy.
- Ale na pewno
nie teraz, duszę się, może pójdziemy do wioski i w końcu pokażę ci mój namiot.
Kizzy pokiwała
głową.
Razem wróciły
do osady. Kizzy zobaczyła namiot Olivii, potem razem poszły do strumyka i przez
parę ładnych godzin pryskały się wodą i kąpały się w ubraniach, a potem wspólnie
zjadły obiad, po czym wybrały się na długi spacer, który zakończył godzinny
trening. Kizzy była już naprawdę dobra, szybko się uczyła i wykonywała
wszystkie polecenia wydawane jej przez Liv. Kiedy wracały razem na kolację
rozmawiały o wszystkim co dzisiaj zrobiły.
- Matko, to
chyba najfajniejszy dzień w moim życiu! Okazało się, że ty masz jakiś tam
magiczny dar, wykąpałyśmy się, no i oczywiście potrenowałyśmy karate! To jest
super! Musimy to kiedyś powtórzyć! Acha, no i zapomniałam, zobaczyłam wreszcie
twój namiot! - zawołała uradowana dziewczynka.
- Masz rację,
było świetnie! Dawno już się tak nie bawiłam! - powiedziała Olivia obejmując
Kizzy.
Uśmiechnęła się
do małej. Kizzy odwzajemniła uśmiech i dalej szły w ciszy ciesząc się swoim
towarzystwem i ciepłym letnim wieczorem. Nie było już tak gorąco jak w południe,
było w sam raz. Szybko pobiegły po swoje porcje jedzenia i usiadły na trawie.
~Olivia~
Kizzy oparła się
o moje ramię i w takiej pozycji zabrałyśmy się za jedzenie kolacji. Kiedy obie
skończyłyśmy i oddałyśmy naczynia mocno ją przytuliłam i powiedziałam:
- Dobranoc,
jutro przynajmniej część z tych rzeczy, które dzisiaj robiłyśmy musimy powtórzyć!
- Tak! Pójdziemy
do strumienia i pokażę ci nasze tańce i nauczę cię pleś wianki, ok?
- Super, już
nie mogę się doczekać! - zaśmiałam się.
Zazwyczaj małe
dzieci trochę mnie denerwowały, szczególnie, kiedy nie chciały się ode mnie
odczepić, ale z Kizzy było inaczej... Ona była dla mnie jak siostra, chociaż
znałam ją raczej krótko. Dziewczynka życzyła mi dobrej nocy po czym pomachała
mi i odbiegła w podskokach w stronę swojego namiotu. Patrzyłam za nią jeszcze
chwilę po czym ruszyłam w stronę mojego namiotu. Umyłam się, przebrałam w piżamę,
po czym kucnęłam koło skrzyni i ostrożnie wyjęłam z niej księgę o darze.
,,Lekturę czas zacząć.'' pomyślałam z uśmiechem.
No i jest
rozdział. Spóźniony, i to o (aż) cztery dni,
ale jest. Mam nadzieję, że się
podobał.
Jestem z niego zadowolona, to chyba
najlepszy rozdział jak na razie.
No i napiszcie
jakie są wasze wrażenia.
Ja się cieszę, że nareszcie mogłam napisać,
że Liv ma
ten dar, czekałam na to.
Leo co prawda
nie ma, ale już niedługo... ; )
(wiem, że mówię to już któryś raz,
ale na
serio, cierpliwości XD)
Dziękuję za
komentowanie,
no i za życzenia powrotu do zdrowia.
(chodzi mi o Emilę Howard) ;)
♥♥♥
Kocham Was,
Sophie H.
4 komentarze:
Rozdział BOSKi
Jej Liv ma wreszcie dar hura
kocham <3 i czekam na nn
Rozdział boski, super...
A za tamtą nie musisz dziękować taka już jestem <3 Czekam na nn
Hej!!!
Dopiero znalazłam bloga ale bardzo mi się spodobał :)
jest inny niż wszystkie i jeszcze nie spotkałam się z taką historią... Coś mnie przyciąga do czytania rozdziałów, ale nwm co, może po prostu jesteś świetną blogerką? ;) chyba tak Ale oprócz tego że fajnie piszesz bloga ma w sobie TO COŚ <3
zakochałam się w tych opowiadaniach i pragnę więcej :)
czekam na next i zapraszam do mn na:
www.kimandjackmojahistoria.blogspot.com
CUDO !!!!
Kocham tego bloga !! Jest bardzo interesujacy i nie tylko NIEPOWTARZALNY :**
Jestem twoja Fanka #1
Poprostu cudo az brak slow by to opisac :**
Tak trzymaj kochana :**
Nic nie szkodzi ze nie bylo Leo mi tam pasuje :D
Czekam na nastepny:**
Kocham Julka <33
Prześlij komentarz