wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 20. ,,Zaufaj mi''

W poprzednim rozdziale:
Do wioski przybywa tajemniczy, umierający mężczyzna, który cały czas krzyczy, że Perhan i inni mężczyźni zostali pojmani. Olivia wreszcie podejmuje decyzję. Musi ich uratować. Z pomocą Omaszy, wyrusza w stronę wioski Gunariego, w której przetrzymywani są jeńcy.

~Narrator~

Słońce właśnie zaczęło wychylać się zza horyzontu, kiedy dziewczynka obudziła się. Przez chwilę leżała w bezruchu, tępo patrząc w sufit, po czym usiadła na materacu i rozejrzała się po swojej części namiotu. Westchnęła smutno. Wstała i szybko założyła na siebie sukienkę z wczoraj. Rozczesując włosy, zauważyła, że przed wyjściem coś leży… Zaciekawiona podeszła bliżej. Były to dwie kartki papieru złożone wpół. Dziewczynka chwyciła jedną z nich i rozgięła. Wyglądało to na list.

,,Droga Kizzy!
Przepraszam, że robię to w taki sposób, ale niestety nie było okazji do rozmowy. Otóż chcę się pożegnać. Wyruszyłam do wioski Gunariego, ratować Twojego tatę i resztę mężczyzn. Widzisz, to, że posiadam Dar, nie jest przypadkiem. Każda osoba taka jak ja, ma pewną misję do spełnienia. Ja muszę coś zrobić z tą wojną. Postanowiłam jednak zacząć od jakichś mniejszych rzeczy - takich jak właśnie pomoc mężczyznom pojmanym przez Gunariego. Dlatego trzymaj się ciepło, niedługo wrócę (mam nadzieję, że razem z Twoim tatą i resztą). Pozdrów Leo i każ mu się sobą opiekować.
Do zobaczenia niedługo!
Olivia’’

Przeczytanie tego tekstu sprawiło dziewczynce sporo trudności, ponieważ nigdy nie chodziła do szkoły i czytanie nie szło jej zbyt dobrze. Jednak kiedy wreszcie dobrnęła to końca listu, uśmiechnęła się. Nie martwiła się o Liv. Wiedziała, że nie jest to zwykła dziewczyna. Była pewna, że Olivia sobie poradzi. Czuła, że to ktoś więcej, ktoś, kto może wiele zmienić. To była Olivia, najwspanialsza dziewczyna, która pomimo iż nie miała z tą sprawą właściwie nic wspólnego, ruszyła sama odbić jej głupiego ojca.
Kizzy usiadła na podłodze i wzięła do ręki drugą kartkę. Jak się okazało, to również był list. Tyle, że już nie od Olivii…

,,Kizzy,
przepraszam, że dowiadujesz się tego w ten sposób, lecz nie było kiedy o tym porozmawiać… No cóż, chcę ci tylko powiedzieć, że wyjechałem. Ruszyłem pomóc Perhanowi i reszcie facetów. Pozdrów Liv i dopóki nie zdecyduje się wrócić do domu, trzymaj się jej. Jeśli nie wrócę po miesiącu, nie czekaj już na mnie. Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Do zobaczenia wkrótce!’’

Dziewczynka zamarła. Podpis nie był konieczny, dobrze wiedziała od kogo była ta wiadomość. Od Leo. Kizzy ostrożnie chwyciła obie kartki i schowała je głęboko w jednej ze swoich skrzyń. Położyła się na łóżku. Rozumiała zachowanie Olivii i Leo, jednak jednocześnie rozumiała, że teraz została całkiem sama. Miała tylko nadzieję, że uda im się uratować jej ojca i resztę mężczyzn, i że wrócą cali i zdrowi.

~Olivia~

Ostrożnie zsiadłam z konia. Zdjęłam z niego siodło oraz mój plecak, po czym ułożyłam wszystko na ziemi. Wyciągnęłam kanapki, które przygotowała mi Omasza. Zabrałam się za jedzenie. Słońce dopiero co wzeszło, las budził się do życia. Powietrze było świeże i rześkie, przesycone zapachem igieł. Rosa osiadła na roślinach odbijała promienie światła przebijające się przez korony drzew. Widok był cudowny.
Po zjedzeniu śniadania i popiciu go wodą, postanowiłam przespać się parę godzin, bo całonocna jazda bardzo mnie zmęczyła. Wyjęłam więc koc i ułożyłam się na trawie. Plecami oparłam się o siodło i okryłam się pledem. Po paru minutach już spałam.
Obudził mnie intensywny zapach dymu. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to że las płonie, więc zerwałam się na równe nogi i zaczęłam gorączkowo rozglądać się dookoła. Jednak ku mojemu zdziwieniu jedynym ogniem, który dostrzegłam, był ten z ogniska płonącego parę metrów ode mnie. Pośpiesznie chwyciłam łuk i kołczan, które ułożyłam wcześniej obok siebie i przygotowałam się do strzału. Powoli obracałam się wokół własnej osi, szukając wzrokiem osoby, która ten ogień rozpaliła. Jednak nikogo nie widziałam. Nagle usłyszałam coś za sobą. Mocniej napięłam cięciwę i odwróciłam się. Moim oczom ukazał się Leo. Uśmiechnął się do mnie i jakby nigdy nic, podszedł do drzewa, o które oparł swój plecak.
-  Jak się spało? - spytał.
Patrzyłam na niego jak na jakąś zjawę. Co on tu robił?!
- No co się tak patrzysz? Chodź, zjemy coś. - zaproponował, szukając czegoś w swoich rzeczach.
Jednak ja nadal stałam w bezruchu, gapiąc się na niego z niedowierzaniem.
- Ty…
- Liv, zaraz o tym porozmawiamy. Ale najpierw wolałbym, żebyśmy coś zjedli.
- Ja… Jadłam już.
Podeszłam do niego ostrożnie. Chłopak spojrzał na mnie z zastanowieniem.
- Albo nie. Jednak najpierw chciałbym się dowiedzieć, co ty tu robisz.
Zmieszałam się. Powiedzieć mu prawdę, czy coś zmyślić?
- Emmm… Sprawy rodzinne…
Leo zmrużyło oczy, jednak nic nie powiedział. Usiadłam obok niego.
- A ty? Co tu robisz?
- Postanowiłem pomóc mojemu ojcu i pójść go uratować, no a przy okazji odwiedzić Gunariego…
Skinęłam milcząco głową.
Chłopak wyjął z plecaka kanapkę, po czym szybko ją zjadł, rozglądając się dookoła.
- Liv, wolałbym chyba, żebyś wróciła do wioski. Nie chcę, żeby coś ci się stało… - stwierdził po chwili.
- Ruszamy, czy będziemy tu tak siedzieć?
Leo zdziwiony moją stanowczością, wstał.
- Ale Liv...
- Leo, zaufaj mi. Ruszamy?
Chłopak skinął w końcu głową.
Pomógł mi przymocować z tyłu mój plecak oraz osiodłać konia i na niego wsiąść, po czym to samo zrobił ze swoim rumakiem. Bez słowa popędził swojego konia w nieznanym mi kierunku, a ja ruszyłam za nim.
Podróż mijała nam w milczeniu. Atmosfera była dość napięta pomimo, iż las wyglądał naprawdę pięknie i wręcz tętnił życiem. Jechaliśmy tak około trzy godziny. Koło południa Leo zatrzymał swojego konia i stwierdził:
- Zróbmy postój. Konie muszą odpocząć.
Pokiwałam milcząco głową.
Chłopak zszedł na ziemię. Ja zrobiłam to samo.
- Tu niedaleko jest strumień. Chodźmy. - powiedział.
Rzeczywiście, przy odrobinie skupienia dało się słyszeć cichy szum wody. Ruszyliśmy więc w jego stronę. Po paru minutach naszym oczom ukazał się wartko płynący potok, otoczony gładkimi, dużymi  kamieniami. Konie ostrożnie zaczęły podążać w stronę wody, a my za nimi.
Usiadłam na jednym z większych głazów i zaczęłam moczyć stopy w wodzie. Cały czas czułam na sobie wzrok Leo. W końcu zaczęło mnie to trochę irytować. Odwróciłam się w jego stronę.
- No i co się tak patrzysz? - warknęłam.
Chłopak westchnął i kucnął obok mnie.
- Liv, nie obrażaj się. Wiesz, po prostu zastanawiam się, co dziewczyna taka jak ty, wątłą blondynka, chce robić na wojnie. Wiesz, walki i te sprawy nie są dla kobiet. Panie są od czego innego…- zaśmiał się - Co więc chcesz osiągnąć idąc tam?
Zacisnęłam pięści.
- Gówno! Sprawa rodzinna i koniec, tak?! Więc lepiej się zamknij i daj mi ŚWIĘTEGO SPOKOJU!!! - wrzasnęłam.
Nagle zerwał się straszny wiatr, a z nieba lunął deszcz. Ptaki zerwały się do lotu. Strumień zaczął płynąć w szaleńczym pędzie i poszerzać swoje koryto, woda sięgała mi już sporo za łydki.
Leo spojrzał na mnie zdruzgotany i cofnął się parę kroków. Zamknęłam oczy. Jak na zawołanie wszystko wróciło do normy.
- Wiedziałem… - szepnął Leo.
- Słuchaj, przepraszam… Ja ci to wszystko wytłumaczę… - zaczęłam się jąkać.
Podeszłam do niego, jednak ten ponownie cofnął się parę kroków.
- Ja wiedziałem…
- Co?
- Kobiety, które podsłuchałem, mówiły, że Omasza miała wizję, że tu przybędziesz, i że prawdopodobnie odziedziczysz ten Dar. Ale mimo wszystko… Nie spodziewałem się czegoś... takiego… - jąkał się.
- Ja… Po prostu jeszcze tego nie kontroluję…
- Rozumiem… Chyba czas już ruszać. - chłopak odwrócił się i szybko wsiadł na swojego konia.
Widać było, że cały czas jest przerażony. Przygnębiona, również usadowiłam się w siodle, po czym razem ruszyliśmy w górę strumienia.
Jechaliśmy przez następne parę godzin. Postoje robiliśmy tylko na parę minut, żeby konie mogły się napić, sami nawet z nich nie zsiadaliśmy. W końcu jednak dzień zaczął powoli dobiegać końca. Leo zsiadł ze swojego konia i powiedział:
- Zaczekaj tu na mnie.
Nie czekając na moją odpowiedź, zaczął iść przed siebie cały czas się rozglądając. Po chwili jednak straciłam go z oczu, bo strumień skręcał tu lekko w lewo i drzewa przesłoniły mi widok. Ostrożnie zeszłam na ziemię. Z ulgą zanurzyłam stopy w wodzie. Umyłam też twarz i ręce. Usiadłam na kamieniu i czekałam. Leo wrócił po paru minutach.
- Tu niedaleko jest jaskinia. Możemy w niej zanocować. - powiedział nawet na mnie nie patrząc.
Bez słowa zaczął prowadzić swojego konia, a ja ruszyłam za nim. Kiedy minęliśmy zakręt, naszym oczom ukazała się ogromna, mierząca około cztery metry skała porośnięta po części mchem i innymi roślinami. Wyglądała trochę jak taka mała góra. Od strony strumienia miała nieduży właz. Przywiązaliśmy nasze konie nieopodal w lesie, po czym, zabrawszy wcześniej rzeczy, wróciliśmy na miejsce. Wczołgałam się do jaskini, a Leo za mną. Pomimo małego wejścia, jama była wielka. Spokojnie zmieściłyby się tu również nasze konie, jednak nie miałyby jak się tu dostać.
Usiadłam opierając się o ścianę jaskini, a chłopak zrobił to samo, tyle, że w innym miejscu. Siedzieliśmy tak przez parę minut, a cisza, która nas otaczała stawała się już naprawdę nieznośna. W końcu powiedziałam:
- Ja może pójdę nazbierać drewna.
Leo skinął głową, a ja pośpiesznie wyczołgałam się na dwór. Słońce już zachodziło. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę linii drzew oddalonej o parę metrów. Skakałam z kamienia na kamień, omijając te z ostrymi krawędziami. Po paru sekundach znalazłam się między drzewami. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem w poszukiwaniu drewna na opał. Szukałam przez kilkanaście minut, jednak jedyne co zebrałam, to parę cienkich gałązek, do tego lekko podmokłych. Nie, no super po prostu… Co robić? - pomyślałam
Nagle zauważyłam jak biały kruk, ten sam, którego znałam, podlatuje do mnie i siada mi na ramieniu.
- Emmm… Cześć. Co tam u ciebie ptaszku? - spytałam niepewnie.
Ptak potarł swoją główką o moje ucho. Zaśmiałam się i pogłaskałam go delikatnie.
- Nie wiesz może, gdzie można znaleźć suche drewno na ognisko?
Kruk przechylił lekko głowę na bok, po czym otworzył dziób i głośno zakrakał.
Po chwili zewsząd zaczęły zlatywać się najróżniejsze ptaki, niosąc w dziobach gałązki i mniejsze kawałki drewna lub kory. Jeden po drugim, składały je naprzeciwko mnie, a potem odlatywały. Kiedy wreszcie wszystkie ptaki zniknęły, miałam przed sobą sporą kupkę (suchego!) drewna, idealnego do rozpalenia ogniska. Kruk, który cały czas siedział na moim ramieniu, jeszcze raz potarł łebkiem o moje włosy, po czym odleciał.
- Dziękuję! - zawołałam, posyłając mu buziaka.
Kruk zakrakał i zniknął z mojego pola widzenia.

Zadowolona chwyciłam jak najwięcej gałązek i ruszyłam w stronę jaskini. Kiedy weszłam do środka, ułożyłam drewno na środku groty, po czym z powrotem wyszłam na zewnątrz. Tym razem przyniosłam kilka sporych kamieni. Otoczyłam nimi przyniesione gałęzie, a jeden z nich, ten najbardziej płaski, ulokowałam na środku paleniska. Kolejnym krokiem było nalanie do małego kociołka od Omaszy, wody. Kiedy i to zostało zrobione, ustawiłam garnuszek na płaskim kamieniu i według instrukcji widzącej, zaczęłam wsypywać do niego różne zioła i przyprawy. Leo bacznie obserwował każdy mój ruch. Ostrożnie podpaliłam gałązki, które od razu zajęły się ogniem. Moja zupa zaczęła się gotować. Pomieszałam ją delikatnie drewnianą łyżką, po czym zmęczona usiadłam opierając się o ścianę groty. Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je rękami. Zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero po jakiejś godzinie. Zupa była już prawie gotowa, a ja głodna jak wilk. Wyjęłam z plecaka dwie małe miseczki, które również dostałam od widzącej i drewnianą łyżką nalałam do nich zupy. Jedną postawiłam przy swoim plecaku, a z drugą podeszłam do Leo, który cały czas mnie obserwując, siedział sobie spokojnie po drugiej stronie jaskini. Bez słowa podałam mu jego miskę i wróciłam na miejsce. Zdjęłam jeszcze tylko kociołek z gorącego kamienia, po czym podobnie jak Leo, zabrałam się za jedzenie. Podniosłam naczynie do ust i lekko je przechyliłam. Zupa była przepyszna! Trochę za gorąca, ale pyszna! Chłopakowi chyba również posmakowała, bo już po chwili podszedł po dokładkę, a potem po kolejną. Ja również dolałam sobie trochę. Kiedy już zjadłam, odstawiłam miseczkę obok mojego plecaka, z którego wyjęłam pled i okryłam się nim. Mimo wszystko było mi zimno. Leo podszedł do ogniska i ostrożnie zdjął z niego kamień, na którym gotowałam zupę, po czym sam ułożył się po drugiej stronie groty i przykrył swoim kocem. Podciągnęłam nogi pod brodę i tak siedziałam usiłując zasnąć. Powoli moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe i cięższe… Przymknęłam oczy. Zanim odpłynęłam, poczułam jeszcze, jak ktoś siada obok mnie i delikatnie sadza sobie na kolanach. Nie miałam jednak siły, żeby nawet otworzyć oczy. Po prostu wtuliłam się w tego ,,kogoś’’. Potem zasnęłam.


Cóż... Rozdział mi się podoba, ale jest
trochę nudny... No cóż, mam nadzieję, że 
Wam się podoba. ;)

♥♥♥

Acha, no i chciałabym podziękować za nominację
do Liebster Award, jednak nie znam aż jedenastu blogów,
które mogłabym nagrodzić, znam tylko kilka... 
No ale niemniej jednak postanowiłam, że nominuję te parą blogów, 
może mnie nie zabijecie... ;)

Nominuję:

Moje pytania:
1. Co zainspirowało Cię do założenia bloga?
2. Czy twoja rodzina/przyjaciele/znajomi wiedzą, że piszesz?
3. Czy zamierzasz zakładać następne blogi?
4. Skąd bierzesz inspiracje na kolejne rozdziały?
5. Co czujesz, kiedy czytasz pozytywne komentarze na temat swojego bloga?
6. Jakie masz zainteresowania?
7. Twój ulubiony blog?
8. Twój ulubiony wykonawca/zespół/wokalistka?
9. Książka, która zostanie ci w pamięci na zawsze?
10. Twój ulubiony film to...?
11. Co chciałabyś osiągnąć w życiu?

Jeszcze raz dziękuję! ;*

***
Sophie H.

9 komentarzy:

Unknown pisze...

Boski rozdzial ;***
Mi sie podoba Jest fascynujacy zreszta jak wszystkie twoje rozdzialy ;**
Leo i Livi moge powiedziec tylko Uuuuuu..... MASZ OGROMNY TALENT <33
To jest cos nie zwyklego to co piszesz ;** Tak trzyamj ;**
Uwielbiam tego bloga ;**
Kocham i Caluski ;**<33

Iga pisze...

Cudny ;3
hahaha Leo jak się wystraszył kiedy Liv użyła mocy xD ale potem tak słodko jak on ją na kolanka wziął <33
czekam na next i u mn też new ;*

Marta pisze...

Świetny :D
Chociaż moim zdaniem, no kurde. Jak to ująć. Ooo! już mam! Piszesz w narracji pierwszoosobowej, a to do czegoś zobowiązuje. Konkretniej do tego, aby nigdy, ale to przenigdy nie zmieniać sposobu anu osoby, z której perspektywy piszesz. To taka mała rada. Widziałaś kiedyś książkę, w której autorka pisała spod perspektywy innych osób? Wiem, powinnam zwrócić Ci na to uwagę wcześniej, ale no... rozumiem, że czasami pisze się z perspektywy dwóch osób. MAX! Jednak muszą być rozmieszczone równomiernie. Zrobiłaś to z dwa/trzy razy, okey, ale teraz żeby uchronić Ciebie przed taki mi błędami, upominam, żebyś nie zmieniała sposobu narracji. Ja sama to kiedyś robiłam, ale naczytałam się poradników, ocenialni i teraz jestem wykuta z tego.
Dobra ta sprawa za nami. Pisałam Ci kiedyś o dialogach, nie? Pisałam. Teraz znalazłam błąd w zapisie.
„- Tu niedaleko jest strumień. Chodźmy. - powiedział.” Co jest w tym fragmencie źle? Kropka po „chodźmy”. Słowo „powiedział” odnosi się do wypowiedzi (mógł to jeszcze wykrzyknąć, wyszeptać, wywarczeć, wypłakać).
Jedziemy dalej. Opisy miejsc masz świetne, serio. Opisy uczuć? Moim zdaniem trochę słabiej. Jak LEo dowiedział się o Olivii... Kurde ja tu miałam wrażenie, że wrzaśnie coś w stylu „Ale co? Że jak?” Wrzaśnie „Czarownica”. Zacznie się cofać (do tyłu, nawet xD) ucieknie, zaatakuje ją. A on to przyjmuje z wielkimi oczami, lekkim strachulcem i czymś tam w głowie o Omaszy. Gdybym ja zobaczyła se taką wiedźmę, która nie kontroluje swoich mocy i użyła ich przeciw mnie, bo zirytowałam ją do biliona, to bym kurde uciekała. Tu nic się szatynkowi nie stało, ale gdyby, bo ja wiem, ubrudził se włosy?! (Tu jest widoczny sarkazm) Jego reakcja, moim zdaniem, była sztuczna.
Magii si nie czepiam, ujdzie. A tak na marginesie, to mam pytanie. Czy ona podgrzała zupkę mocą? Tak się pytam :D
Mam nadzieję, że moją krytykę przyjmiesz, nie chciałam Cię obrazić, tylko naprowadzić.
A jeszcze jedno. Przepraszam jeśli nie skomentowałam poprzednich rozdziałów. Ostatnio muszę poprawiać oceny, a jak komentarz, to musi być kreatywny, a nie! A że czasami zapominam co chciałam napisać patrzę sobie na rozdział jeszcze raz, czego przez telefon zrobić nie mogę.
Tak więc kończąc, czekam na następny :D
Pozdrawiam ^^

Marta pisze...

Ugh, teraz to widzę. Mam jeszcze jeden zarzut. Ty robisz cudzysłów z przecinków, nie? Po kiego diabła tak robisz?! Już lepiej zrobić o takie coś -> "". Polecam kombinację klawiszy alt+0132 („) i alt+0148 (”) Wszystko na numerycznej!
Glen

Unknown pisze...

rozdział jest BOSKI
końcówka jest taka słodka aww...
kocham <3 i czekam na nn

Unknown pisze...

Genialnie!! Kocham twoje opowiadanie :) Czekam na następny :)

Marta pisze...

Bym zapomniała! Tu Glen :)

pink kivi pisze...

Dodałam się do obserwatorów *,* dziewczyno, piszesz bosko! masz na serio ogromny talent :D będę czytać twoje opowiadanie aż do końca i jeden dzień dłużej hehe :P i mam prośbę, przepraszam za spam, ale mogłabyś zajrzeć na mojego bloga? http://never-do-it-again.blogspot.com/ przydałaby mi się opinia kogoś z takim talentem, mówię serio, jest to opowiadanie o leolivii, może ci się spodoba,plis zajrzyj ok? KOCHAM

Anonimowy pisze...

Świetne opowiadanie!Mam nadzieję,że nie zrezygnowałaś z dokończenia tej historii!!Pozdrawiam:)Z niecierpliwością czekam na next;)