Kiedy
się rano obudziłam poczułam, że coś liże mnie po twarzy. Otworzyłam oczy. Stał
nade mną wilk. Widząc, że się obudziłam zaczął hasać w tę i z powrotem.
Roześmiałam się. Wyglądał jak jakiś psychiczny pies. Nie przestając się
uśmiechać rozejrzałam się. Wszystkie rzeczy były już schowane do worka z
szelkami, który miała na plecach Omasza.
-
Wstawaj, już musimy iść. Ja idę jeszcze w jedno miejsce, ale zanim to zrobię
odprowadzę cię do wioski. - powiedziała.
Przytaknęłam
na znak, że rozumiem i podniosłam się na nogi. Omasza ruszyła między drzewa. Po
około dziesięciu minutach marszu powiedziała:
- Jeśli
będziesz iść cały czas prosto, za parę minut dojdziesz do wioski od strony
ogniska. Ja już muszę iść, wrócę jutro nad ranem. Dowidzenia. - powiedziała.
Uśmiechnęła
się lekko i ruszyła w głąb lasu. Zaczęłam powoli iść. Wilk cały czas mi
towarzyszył truchtając wesoło dwa metry przede mną. Nie wiem czemu, ale nie
miałam ochoty na razie wracać do wioski. Od razu byłoby zamieszanie i w
ogóle... Przecież nie było mnie dwa dni, możliwe, że pomyśleli sobie, że coś
mnie pożarło podczas tego spaceru. Postanowiłam, że póki co okrążę wioskę i
pójdę na polanę, na której zrywałam kwiaty. Tak też zrobiłam. Jeszcze przez
następne parę minut szłam prosto, a potem skręciłam w lewo. Szłam w stronę
jeziorka, do którego poszłam z... Leo... No właśnie z Leo... Zastanawiałam się
co tak naprawdę między nami jest. Zaczęliśmy się dogadywać, więc chyba
przyjaźń, ale ten pocałunek? Wszystko komplikował... Poza tym nawet nie
wiedziałam, czy mogę mu zaufać... Przecież on ani trochę nie szanuje dziewczyn,
są dla niego zabawką, którą się trochę pobawi, a potem się ja wyrzuca... Nie
chciałam się zawieść... Kolejny raz się zawieść. Za każdym razem, kiedy
poznawałam jakiegoś fajnego faceta, on pobył ze mną dwa dni i już chciał do
łóżka. Dobrze, że trenowałam karate, bo zdarzało się , że kiedy mu odmawiałam
stwierdzał, że skoro nie dobrowolnie, to zrobimy to z przymusu... No i wtedy
trzeba było go trochę skopać, żeby się odwalił i tyle. Za każdym razem to samo.
Miałam uraz do facetów, kiedy jakikolwiek zaczynał mnie podrywać po prostu go
spławiałam. A to jakąś ripostą, a to siłą... Zawsze jakiś sposób się znalazł.
Nie chciałam znowu musieć tego robić. Ale Leo wydawał się jakiś inny. Pomimo
tego co odwalił pierwszego dnia mojego pobytu w tej wiosce wydawał się jakiś
taki bardziej... Normalny... Sama już nie wiedziałam co myśleć.
No i tak
sobie myślałam, aż do czasu, kiedy znalazłam się tuż przy polanie. Już miałam
wyjść zza linii drzew, kiedy nagle usłyszałam płaczliwy głos mojej
przyjaciółki:
- Leo,
gdzie ona może być?! Szukałam już wszędzie, nie ma jej! Ona na pewno nie żyje!
- rozpłakała się Kizzy - Czemu jesteś taki spokojny?!!! Nie rozumiesz, że je
NIE MA!!! NIE MA JEJ!!! Zniknęła!!! Już nigdy jej nie zobaczymy, rozumiesz?!!
Nigdy!!! No chyba, że kiedyś ktoś znajdzie jej ciało i do nas przyniesie!! Leo,
trzeba poprosić tatę, żeby pomógł!!! Leo, zróbmy coś!!! No Leo!!! Leo, odezwij
się!!! - krzyczała Kizzy trzęsąc się w histerycznym płaczu.
Leo natomiast nic. Jakby nieobecny, smutny,
ale obojętny. Jak człowiek w depresji. Patrzył w niebo, widocznie nie miał
zamiaru odpowiadać swojej siostrze.
- Leo!!!
Ty nic nie rozumiesz!!! Ty miałeś mamę, ale ja nie!!! A ona jest właśnie taka,
jaka powinna być mama! Gdybym miała wybierać, właśnie taką mamę bym chciała! -
krzyknęła, a po jej policzku popłynęła kolejna duża łza.
Łzy mi
do oczu napłynęły, nigdy nie przepuszczałam, ze kiedykolwiek tak się poczuję.
Wzruszenie ścisnęło mi gardło, nie wiedziałam co powiedzieć. To wspaniałe
uczucie wiedzieć, że ktoś ci ufa, docenia cię, lubi, że ktoś pomimo tego, że to
nieprawda, traktuje cię jak członka rodziny...
-
Kizzy... - powiedziałam cicho wychodząc z cienia.
Po moim
policzku popłynęła jedna łza, za nią następna... Nie umiałam ich powstrzymać.
Uśmiechnęłam się. Kizzy momentalnie rzuciła mi się na szyję. Zaczęła strasznie
płakać.
- Liv,
ty żyjesz! Myśleliśmy, że ty już jesteś całkiem martwa! Tak się bałam! Całą noc
cię szukałam! I Leo cię szukał... I w ogóle, patrzyliśmy wszędzie! A ciebie
nigdzie nie było! Nie znikaj już tak, dobrze? - wyłkała dziewczynka.
Uśmiechnęłam
się szeroko trzymając ją na rękach. Spojrzałam na Leo, który stał nie mogąc
skojarzyć, co się właśnie stało. Kizzy zeszła na ziemię i trzymając mnie za
rękę z uśmiechem spojrzała na Leo.
-
Widzisz, żyje. - powiedziała uśmiechając się i pociągnęła mnie za rękę w jego
stronę. Stanęliśmy zaledwie jakieś pół metra od siebie.
Leo
spojrzał na mnie. Wyraz zdziwienia na jego twarzy przekształcił się w uśmiech.
Nagle mocno mnie przytulił.
- Ty
żyjesz! Nigdy więcej nie wychodzisz nigdzie bez powiadomienia mnie! - szepnął
mi do ucha.
Przytaknęłam.
Wzruszyło mnie to powitanie, nie sądziłam, że aż tak im na mnie zależy.
- Cieszę
się, że was widzę. - powiedziałam odsuwając się od Leo.
Kizzy
uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Wiesz
co wyszło z tym konkursem na wianek? W końcu nie wygrałam... Wygrała Kosma...
No ale ja tam uważam, że mój wianek był całkiem ładny i chciałam ci go dać,
ale... - nagle przerwała.
Przylgnęła
do mnie i szepnęła z przerażeniem:
- Liv,
tam jest... Tam jest wilk...
Szybko
spojrzałam w kierunku, w którym patrzyła Kizzy. Rzeczywiście, w krzakach
siedziała jakiś ogromny zwierz. Patrzył się na nas wrogo obnażając kły.
Wyglądał dokładnie jak ,,mój’’ wilk! Już chciałam powiedzieć, że ten on nam nic
nie zrobi, jednak Leo mnie uprzedził. Szybko wyciągnął swój sztylet i szepnął:
-
Schowajcie się za mnie.
W tym
momencie wilk wyszedł z zarośli warcząc. Marszczył przy tym nos i pokazywał
zęby. Wyglądał naprawdę przerażająco i zastanawiałam się, czemu był taki zły.
Może po prostu mnie bronił. W obawie, że Leo coś mu zrobi szybko podeszłam do
wilka.
- Leo,
nie! On nam nic nie zrobi!
- Liv,
co ty robisz?! Odsuń się od niego! - krzyknęła przerażona Kizzy.
- Nie,
patrzcie. On jest milutki, tylko was nie zna. - powiedziałam głaszcząc wilka,
on na to polizał mnie po ręce i zaczął machać ogonem.
Leo
opuścił rękę ze sztyletem i spojrzał na nas nie wiedzą co się dzieje.
-
Znalazłam go w lesie, krwawił. No więc mu pomogłam i się zaprzyjaźniliśmy. A
potem Omasza mnie znalazła i przyprowadziła tutaj.
- Ale...
Ale fajnie... On nie gryzie? - spytała niepewnie Kizzy.
- Nie.
Jeszcze cię nie zna, ale jest bardzo spokojny, nie gryzie.
Kizzy
przyjrzała mu się.
-
Ładny... A czemu on jest biały?
- Nie
wiem... Taki się urodził...
Wilk
spojrzał na Kizzy i wyciągnął szyję. Pociągnął dwa razy nosem. Potem znowu.
Postawił jeden krok, drugi, trzeci... W końcu stanął przy Kizzy i niepewnie
powąchał jej rękę. Potem spojrzał na mnie.
- To
jest Kizzy, nie gryź jej, ona jest dobra. - powiedziałam spokojnie.
Wilk z
powrotem spojrzał na rękę dziewczynki, po czym zaczął powoli machać ogonem.
Polizał ją po ręce. Kizzy zaśmiała się.
-
Łaskoczesz wilczku! Mogę go pogłaskać?
Kiwnęłam
głową na co Kizzy ostrożnie zaczęła gładzić go po głowie. Wilkowi najwyraźniej
się to spodobało, bo przewrócił się na plecy, żeby głaskać go po brzuchu. Kizzy
znowu się zaśmiała.
- Ale on
jest fajny! A czemu miał tą ranę? - powiedziała gładząc go.
-
Możliwe, że jakiś inny zwierzak zranił go podczas walki... Takie rzeczy się
zdarzają.
- Ty...
Ty zaprzyjaźniłaś się z wilkiem? Białym wilkiem? - odezwał się nagle zdezorientowany
Leo, który cały czas stał z sztyletem w ręce.
Spojrzałam
na niego. Śmiesznie wyglądał, kiedy tak niczego nie ogarniał.
- No
tak...
Leo
tylko zmrużył oczy i spojrzał na mnie badawczo, ale nic nie powiedział. Schował
sztylet i dalej przypatrywał się wilkowi.
Na
polanie byliśmy jeszcze przez jakąś godzinę. Kizzy już aż tak bardzo nie bała
się wilka, ale za to on jakby się czasem jej bał. Nie wiem czemu.
Leo
natomiast nic się nie odzywał. Co jakiś czas spoglądał na mnie, a tak to cały
czas nad czymś myślał. Kiedy wszyscy razem wracaliśmy do wioski też nic nie
mówił. Bałam się trochę reakcji innych na pojawienie się wilka, ale całe
szczęście problem sam się rozwiązał. Kiedy byliśmy już bardzo blisko wioski
wilk uniósł głowę i pociągnął kilka razy nosem. Potem polizał mnie po ręce i
zawrócił.
- Gdzie
on i... - zaczęłam.
- On
wróci, po prostu boi się ludzi. - przerwał mi Leo. Kiwnęłam głową i szłam
dalej. Nie miałam pojęcia skąd on wie, że wróci, ale nawet gdyby wilk nie miał
takiego zamiaru, to przecież i tak nie miałam prawa go zatrzymywać.
Kiedy
wyszliśmy na polanę większość osób na nas spojrzała. Od razu zaczęli coś do
siebie szeptać. Nie wiedziałam czemu widok naszej trójki razem był taki
niezwykły... Nagle zauważyłam Aishe. Patrzyła na mnie z taką nienawiścią,
złością i okrucieństwem, że aż się przestraszyłam. Przełknęłam ślinę i
schowałam się trochę za Leo. On popatrzył na mnie ze zdziwieniem i spojrzał w
stronę, w którą ja patrzyłam. Kiedy zorientował się, że mój wzrok pada na
Aishe, jego usta zwęziły się w cienką linię, a pięści zacisnęły się. Miałam nadzieję,
że nie domyślił się, że Aishe mi groziła, bo gdyby tak się stało, nie byłoby
przyjemnie.
Minęliśmy
Aishe i jej przyjaciółeczki i poszliśmy dalej aż do ogniska, gdzie kobiety
właśnie przygotowywały się do obiadu. Przez cały czas czułam na sobie ciekawskie
spojrzenia innych ludzi, co było dosyć nieprzyjemne.
- Leo,
Kizzy, ja już pójdę, oni cały czas się na nas gapią! - szepnęłam do moich
przyjaciół.
Ci jednocześnie
pokiwali głowami, a ja odeszłam, zastanawiając się, co może mi zrobić Aishe.
Doszłam do wniosku, że prawdopodobnie może mnie zabić, lub okaleczyć, ale na
razie postanowiłam się tym nie przejmować. Poszłam po moją porcję i usiadłszy
wcześniej na trawie, zaczęłam jeść. Kiedy skończyłam jeść od razu szybko
poszłam do mojego namiotu i w obawie o moje życie i zdrowie, zostałam w nim aż
do wieczora.
Witam!
Przepraszam, że rozdział dodany
jest tak późno, ale niestety miałam
niespodziewaną wycieczkę i nie
bardzo miałam kiedy dodać.
No ale nareszcie jest!
Trochę nudny, ale jest. W następnym
powinno być ciekawiej, więc
może Wam to wynagrodzę. ;)
Dziękuję za komentowanie!!!
Jesteście super! ;D
♥♥♥
Sophie H.