środa, 12 marca 2014

Rozdział 4. (part two) Dzień w wiosce

W poprzednim rozdziale:
Olivia budzi się w wiosce Perhana i poznaje Omaszę, starą widzącą. Przygotowuje się do spotkania z wodzem.

Widok był niesamowity! To była polana, na której stało kilkanaście namiotów między, którymi chodzili ludzie i zwierzęta. Ludzi nie było wcale tak dużo. Czy ja wiem... Około kilkudziesięciu... Kobiety w kolorowych sukniach, faceci w koszulach i luźnych spodniach i dzieci biegające wesoło między dorosłymi... Piękny widok... Taka typowa starodawna wioska. Nagle wszyscy się na mnie spojrzeli i zaczęli między sobą szeptać. Zmieszana spojrzałam na Omaszę, która tylko pociągnęła mnie pomiędzy ludzi.
- Chodź, oprowadzę cię.
Omasza pokazała mi gdzie jest namiot Perhana, gdzie jest spiżarnia, konie, gdzie kto mieszka i generalnie opowiedziała mi o wiosce. Kiedy skończyła, powiedziała:
- No to teraz się sama rozejrzyj, ja muszę iść do Perhana. Uważaj na facetów, nie zgub się, nie wychodź poza wioskę, nie wchodź do spiżarni, ani do namiotów, staraj się z nikim się nie pokłócić i nic sobie nie zrobić, uważaj na zwierzęta...
- Dobrze, wiem o co chodzi. - przerwałam Omaszy śmiejąc się.
Ona tylko skinęła głową i odeszła. Nagle poczułam się strasznie obco. Ale no trudno będę tu chwilowo mieszkać, muszę się przyzwyczajać - pomyślałam. Zaczęłam iść wzdłuż rzędu namiotów jeszcze raz w myślach powtarzając, wszystko co powiedziała mi Omasza. 
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w talii i przyciąga do siebie od tyłu. Szybko odskoczyłam i odwróciłam się. Stał tam jakiś chłopak. Był bardzo przystojny i uśmiechał się bezczelnie. Od razu mi się nie spodobał.
- Witaj maleńka, jak leci?
Znowu mnie do siebie przyciągnął.
- Zostaw mnie. - warknęłam odpychając go.
- Ojej, jaka niegrzeczna... A ja chciałem tylko być miły... - powiedział udając smutnego.
- Taa, jasne... - znowu go odepchnęłam.
Ale on nie odpuszczał. Wokół nad zebrał się spory krąg osób, którzy z zaciekawieniem patrzyli na tę scenę. Zagotowało się we mnie.
- Sam się o to prosiłeś! - krzyknęłam.
Odwróciłam się w jego stronę i kilkoma zwinnymi ruchami, powaliłam chłopaka na ziemię.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj. - powiedziałam stając nad nim. Krwawił mu nos i był tak zszokowany, że ledwo co trzymał się przytomności.
W środku aż cała kipiałam z dumy i chciało mi się krzyczeć coś w stylu: ,,Zlałam go! Ale dostał!'', ale to byłoby niestosowne, więc po prostu z poważnym wyrazem twarzy weszłam między zdruzgotanych gapiów i poszłam do namiotu Omaszy. Nie wiedziałam co mogę porobić, więc po prostu zaczęłam się przeglądać w lustrze. Z każdym spojrzeniem rósł we mnie podziw. Nie wiedziałam, że mogę tak pięknie wyglądać. Przeglądałam się tak przez jakiś czas, ale w końcu do namiotu weszła Omasza. Szybko się rozejrzała, a widząc mnie podeszła do mnie i powiedziała:
- Masz mi coś do powiedzenia?
- E... Że macie piękną wioskę?
- Olivia! Pobiłaś syna Perhana!
- Ale on się do mnie dobierał!
- Dobierał? A tego to mi nie powiedzieli... - powiedziała zdziwiona Omasza.
- No widzisz!
- Oj no dobra, jakoś to odkręcę. Teraz musimy iść do Perhana.
Omasza wyszła z namiotu, a ja poszłam za nią. Tak jak wcześniej, większość osób się na mnie gapiła, ale ja postanowiłam to olać i po prostu szłam za Omaszą w stronę namiotu Perhana. Był on trochę podobny do tego Omaszy, tyle że był większy. Widząca kazała mi zaczekać, a sama weszła do środka. Rozejrzałam się. Nieopodal miejsca, w którym stałam dostrzegłam chłopaka, który się do mnie dobierał. Otoczony był przez kilka dziewczyn. No jasne. W sumie to tu jest podobnie jak w mojej szkole. Jest taki jeden mega przystojny chłopak, za którym latają wszystkie dziewczyny, a on po prostu się nimi bawi. Przyjrzałam mu się. W sumie to mógłby być całkiem spoko, gdyby nie jego otoczenie i to jak mnie potraktował. Miał białą, rozpiętą koszulę z podwiniętymi rękawami ukazującą umięśniony tors oraz brązowe spodnie kończące się na łydkach, które przy końcach nogawek przewiązane były rzemykiem. Na szyi miał jakiś naszyjnik. W sumie prezentował się dosyć... no... Przyjemnie... Moje rozmyślania przerwała Omasza, która wychyliła się z namiotu.
- Chodź. - powiedziała.
Weszłam do namiotu. Pachniało tu dymem z cygara i panował półmrok. Jedynym źródłem światła była mała świeczka stojąca na stoliku. Jej nikły płomień dawał bardzo niewiele światła, więc nie mogłam za dużo zobaczyć. Zauważyłam tylko, że na podłodze leżą dywany, a obok stolika stoi fotel, na którym siedzi jakaś postać.
- Perhanie, to jest ta dziewczyna, o której ci mówiłam, Olivia. - zaczęła Omasza.
- E... Tak, dzień dobry... - powiedziałam.
- ,,Dzień dobry''? Tylko na tyle cię stać? Nie pokłonisz mi się? Jestem twoim władcą.
- Perhanie, daj spokój. Ona nie jest stąd. - powiedziała Omasza.
- No w każdym bądź razie doszły mnie słuchy, że pobiłaś mojego syna... Prawda?
- No... Tak…
- Heh, normalnie to byłbym zły, ale szczerze mówiąc to mu się to należało... I to już od dawna... Te wszystkie dziewczyny latają za nim jak by był jakimś panem całego świata, a on tylko się cieszy... Dobrze mu zrobi takie lanie od czasu do czasu...
- Czyli, że może zostać? - spytała Omasza.
- Tak. Ale pozwolisz, że najpierw ją zobaczę.
Zapalił lampę naftową i uniósł ją w moją stronę, niestety ja nadal go nie widziałam. Trzymał ją jakiś czas, a ja cały czas czułam na sobie jego wzrok. W końcu ją opuścił i powiedział:
- Dobrze, możesz wyjść. Ja muszę jeszcze na osobności porozmawiać z Omaszą.
Skierowałam się do wyjścia z namiotu. Kiedy stanęłam na zewnątrz zaczęłam się zastanawiać, co mogę teraz porobić. Nagle usłyszałam głos Perhana:
- Omaszo, ta Olivia jest piękna! Może zechciałabyś ją namówić, żeby wyszła za mojego syna? Przydałaby mu się taka żona... Piękna i za razem naprostowałaby mu co nieco w tej pustej głowie... Co ty na to?
Omasza się zaśmiała.
- Perhanie, rozumiem o co ci chodzi, ale Olivia żyje na innych prawach, niż te, które panują tutaj. Ona wyjdzie za mąż za tego, którego pokocha, a nie za tego, którego wskażemy jej ja, czy ty...
Perhan tylko westchnął, a ja ruszyłam z uśmiechem w stronę lasu. Postanowiłam się trochę przejść, ale tym razem obiecałam sobie, że nie będę odchodzić daleko. Kiedy znalazłam się między drzewami nareszcie odetchnęłam. Tutaj przynajmniej nie było tak gorąco. Szłam sobie spokojnie ciesząc się wiatrem, który rozczesywał mi włosy, kiedy nagle usłyszałam jakiś szelest w krzakach. Szybko się odwróciłam, ale nic nie zobaczyłam. Pomyślałam, że to pewnie jakiś zając. Jednak kilka minut później znowu to usłyszałam, lecz i tym razem nic nie dostrzegłam. Ale kiedy krzaki po raz trzeci zaszeleściły, po prostu do nich podeszłam i je rozchyliłam. Moim oczom ukazała się... Dziewczynka. Kiedy mnie zobaczyła bardzo się przestraszyła i poderwała się do ucieczki, jednak potknęła się o wystający korzeń i przewróciła się raniąc kolano o inny korzeń. Szybko do niej podbiegłam i spytałam:
- Nic ci nie jest?
- Nie... - odpowiedziała mała.
- Na pewno?
- Tak...
Podałam jej rękę i pomogłam wstać.
- Jak masz na imię? - spytała.
- Olivia, a ty?
- Ja jestem Kizzy... Ty jesteś tą kobietą, którą Simza znalazła martwą przy strumieniu Omasza cię ożywiła?
- Nie, ja nie byłam martwa. Po prostu byłam trochę chora, bo zgubiłam się w lesie.
- Acha... - Kizzy przyjrzała mi się.
- Jesteś taka ładna! I odważna! W końcu zlałaś Leo! Zostałaś pierwszą kobietą, która mu się postawiła. Tak to wszystkie go uwielbiają.
- Ha ha, no wiem, zauważyłam!
- Zostaniemy przyjaciółkami? - spytała po chwili z nadzieją w głosie.
- Jasne, czemu nie?
Kizzy chwilę milczała, po czym powiedziała:
- Skąd ty umiesz walczyć? Też bym tak chciała...
- Uczyłam się zanim się zgubiłam w lesie. To jest karate. To taka stara sztuka walki. Mogę cię nauczyć jak chcesz...
Dziewczynka spojrzała na mnie z zachwytem.
- Naprawdę?! Ale super! Możemy od razu zacząć? Proszę! - piszczała dziewczynka.
Skinęłam głową na co ona poskoczyła uśmiechając się.
Najpierw opowiedziałam jej trochę o pasach, walkach, strojach i generalnie o samym sposobie walczenia, a potem pokazałam jej parę rzeczy.
- Żeby móc dobrze walczyć trzeba być sprawnym gimnastycznie. Umiejętność robienia gwiazdy, szpagatu, salt czy uników to podstawa. Więc myślę, że zaczniemy od tego.
Pokazałam jej parę tego typu rzeczy. Robiłam wszystko po kolei przechodząc z jednej figury w drugą. Kiedy skończyłam Kizzy zaczęła mi bić brawo, a ja szeroko się uśmiechając, teatralnie się ukłoniłam. Potem zaczęłam ją wszystkiego uczyć. Po trzech godzinach Kizzy umiała już dobrze robić gwiazdę i parę innych prostych rzeczy. Uczyła się bardzo szybko. Była pracowita, wytrzymała i nie zniechęcała się.
- Jutro też mnie pouczysz?
- Jasne!
Dziewczynka zrobiła ze śmiechem gwiazdę, po czym mocno mnie przytuliła.
Roześmiałam się również ją przytulając.
- No dobrze, chodźmy już, bo Omasza będzie się niepokoić. - powiedziałam, kiedy Kizzy się ode mnie oderwała.
Skinęła głową z uśmiechem i razem ruszyłyśmy w stronę osady.
Kiedy byłyśmy już na polanie powiedziała:
- To pa! Jutro w południe przyjdę pod namiot Omaszy i jakoś się umówimy, dobrze?
- Ok. To cześć! - odpowiedziałam.
Kizzy mi pomachała i ruszyła gdzieś w stronę swojego namiotu. Ja za to poszłam do namiotu Omaszy. Kiedy weszłam, ta spojrzała na mnie z ulgą.
- A już myślałam, że się zgubiłaś. Nawet się nie będę pytać co robiłaś. Chodź Perhan przydzielił ci mały namiot niedaleko jego, ale najpierw się najedz.
Omasza dała mi jeść po czym wręczyła mi miskę do kompania, wiadro, mydła, szampon, ręcznik, pościel, materac i powiedziała, że to do mojego namiotu. Wyszłyśmy na dwór niosąc wspólnie wszystkie rzeczy. Omasza pokazała mi mój namiot. Był bardzo nieduży, taki jak Omaszy, tyle że trochę mniejszy. Spokojnie się w nim zmieszczę, pomyślałam. Omasza powiedziała, że ma dla mnie jeszcze jedną rzecz. Zostawiłam wszystkie rzeczy w namiocie i poszłam do Omaszy. Kiedy weszłam ona powiedziała:
- Ja i twoja babcia byłyśmy dobrymi przyjaciółkami przez długie lata. Kiedy Linda wyjechała poprosiła, żebym przechowała jej biżuterię i ubrania, bo nie chciała brać ich wszystkich ze sobą. Ułożyłam to wszystko w tej skrzyni. Myślę, że nie obraziłaby się, jeśli dałabym ci je. Dopóki tu mieszkasz wolałabym, żebyś nosiła bardziej... No bardziej tutejsze ubrania... Sama wiesz czemu.
-Dobrze. Dziękuję! - powiedziałam z uśmiechem.
Omasza opowiedziała mi trochę o tym, co się tu nosi i do czego. Kiedy już wszystko wiedziałam, zaniosłam skrzynię do mojego namiotu. I wtedy nagle coś mi się przypomniało. Pamiętnik! Wpadłam w taką panikę, że zostawiłam wszystko i szybko pobiegłam (kolejny raz...) do Omaszy bez zapowiedzi wpadając do jej namiotu.
- Omaszo, czy kiedy ta kobieta mnie znalazła miałam coś przy sobie? - zapytałam z przestrachem.
- Ach, tak, całkiem zapomniałam, to pamiętnik twojej babci, prawda? - spytała wyjmując z jakiejś skrzyni moją zgubę.
- Uffff... Tak... Już myślałam, że go zgubiłam!
Omasza dała mi go, jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, po czym wróciłam do swojego namiotu i zaczęłam się urządzać.
Skrzynię ustawiłam przy ścianie po lewej stronie od wejścia, a materac ustawiłam przy ścianie naprzeciwko materiałowych drzwi. Na łóżku położyłam pościel, a do miski do kompania włożyłam wszystkie mydła, szampony i ręcznik, po czym postawiłam ją koło skrzyni. Następnie zabrałam się za przeglądanie skrzyni. Na wierzchu leżały moje stare ciuchy, skrzyneczki z biżuterią, książka, coś jakby zapałki, stary, czarno-biały rysunek przedstawiający wyjącego do księżyca wilka oraz lampa naftowa i zapałki, dalej była jedna sukienka, koszula nocna, spodnie, dwie bluzki i trzy spódnice, bielizna oraz chusta. Ale to co było pod ubraniami sprawiło, że mnie zamurowało. Kołczan ze strzałami, łuk, miecz ze zdobioną rękojeścią, sztylet oraz jakieś małe pudełeczko. Nie miałam pojęcia, że moja babcia umiała walczyć! A może to nie była jej broń? No ale to i tak dziwne, że ją przechowuje. Postanowiłam, że jutro zapytam o to Omaszę. Tymczasem otworzyłam małe pudełeczko, które leżało w skrzyni razem z bronią, W pudełeczku znalazłam pierścionek. Czarny, z czarnym kwiatem wysadzanym czarnymi diamencikami. Przymierzyłam go. Pasował idealnie. Schowałam go z powrotem. Zaczęłam przeglądać szkatułki z biżuterią. Były pełne złotych bransoletek, naszyjników i kolczyków. Potem obejrzałam ubrania, które były nadzwyczaj piękne, zapaliłam lampę naftową, bo było już całkiem ciemno, obejrzałam rysunek wilka... Był przepiękny! Wszystko było bardzo realistyczne. W prawym dolnym rogu było napisane: Linda. Czyli to moja babcia to narysowała. Nie wiedziałam, że ma taki talent - pomyślałam z podziwem.
Dwie najciekawsze rzeczy zostawiłam sobie na koniec. Broń i tajemniczą książkę. Najpierw otworzyłam książkę. Na pierwszej stronie, na środku było napisane: ,,Linda'', a na następnej stronie:

,,Ta książka opisuje wszystkie znane mi metody wykorzystywania Daru. Mam nadzieję, że kiedyś posłuży jeszcze komuś oprócz mnie, bo takie ma właśnie przeznaczenie: uczyć. Ostatnie strony tej książki nie są zapisane. Jeśli dowiesz się czegoś więcej, zapisz to tak, aby inni też mogli z tego korzystać.
                                                                                  
                           Linda, obdarzona Darem''


Trochę mi się smutno zrobiło. Szkoda, że ja go nie mam. Skoro on objawia się po 16 roku życia, a ja mam 17 lat i żadne objawy pojawienia się tego Daru u mnie nie wystąpiły, to pewnie po prostu go nie odziedziczyłam. Odłożyłam książkę. Nie chciałam się dalej dołować. Teraz najbardziej ekscytująca rzecz. Broń. Najbardziej ciekawił mnie łuk i strzały. Kiedy wzięłam je w ręce poczułam dziwny dreszcz. Wtedy coś wymyśliłam. To, że nie mam tego Daru, nie znaczy, że nie mogę być dobra w czymś innym, co również jest niezwykłe. Teraz już się raczej łuków nie używa, więc byłoby to dosyć nietypowe. I o to chodziło. Postanowione, zacznę się uczyć strzelać. Może potem przejdę też na miecz? Odłożyłam łuk i kołczan, a do ręki wzięłam właśnie miecz. Wysunęłam go z futerału. Był błyszczący i przepiękny. Zdobiona rękojeść i idealnie ostre ostrze sprawiały, że serce mi w piersi skakało z podniecenia. Odłożyłam miecz i wzięłam sztylet. Miał zdobioną rękojeść w kształcie oka, którego źrenicą był jakiś czerwony, okrągły szlachetny kamień. Jeszcze raz obejrzałam całą broń, po czym inne rzeczy też, a następnie wszystko schowałam do skrzyni, zostawiając jedynie koszulę nocną i bieliznę. Miałam już plan na jutro: wstaję wcześnie rano, ubieram się, idę się pouczyć strzelania, wracam, idę z Kizzy na trening, a potem to się jeszcze zobaczy. Może znowu pójdę postrzelać?

Przebrałam się w piżamę i położyłam na materacu. Próbowałam czytać pamiętnik babci, ale przy tak nikłym świetle i takim zmęczeniu myliłam się w każdym słowie i w końcu odpuściłam. Więc po prostu leżałam i myślałam. Matko, to zaledwie jeden dzień a ja już zdążyłam: znaleźć się w jakiejś dziwnej wiosce, poznać widzącą, która uratowała przed śmiercią moją babcię, zostać zaatakowana przez syna wodza i zostać jego kandydatką na żonę, poznać wodza tej grupy, dostać starą skrzynię mojej babci, poznać małą dziewczynkę, którą uczę karate i dostać własny namiot, w którym teraz leżę... To chyba jakiś nowy rekord! Myślałam tak i myślałam, aż w końcu zasnęłam. Przyśnił mi się biały wilk. Miał w pysku jakąś książkę. Spojrzał na mnie i podał mi ją. Potem usiadł i czekał. Książką okazała się ta, która była w skrzyni babci. Otworzyłam ją na przypadkowej stronie, jednak była pusta. Podniosłam wzrok znad książki, ale wilka już nie było.


Jest już part two!
Trochę długaa, ale jakoś tak
mi się przeciągnęła...
Pa pa!
♥♥♥
Sophie Holt
P.S. Powiedzcie, lepiej pisać taką, 
czy większą czcionką (taką jak w Roz.3)?

3 komentarze:

new romantics pisze...

Świetny blog!
Naprawdę :D
Nie mogę się doczekać następnego :))
Uwielbiam wilki! ♥
A tego co masz na nagłówku kocham *.*
Okej czekam na 5 rozdział :*

Unknown pisze...

Rozdział BOSKI
Oliwa jest super
kocham tego bloga
a siaka lepsza w tym rozdziale
kocham i czekam na nn

Marta pisze...

Ups... Noe zauważyłam tego rozdziału. Ale nic. Nadrobiłam :)
Czekam na nn ^^