sobota, 15 marca 2014

Rozdział 5. Trenning i Kizzy

W poprzednim rozdziale:
Olivia jest pierwszy dzień w wiosce Perhana. Poznaje parę osób i dostaje nawet swój własny namiocik. Omasza wręcz jej też skrzynię zawierającą stare rzeczy jej babci.

Kiedy się rano obudziłam, było całkiem ciemno. Zapaliłam lampę naftową i szybko ubrałam się w moje ciuchy. Do ręki wzięłam ubrania i biżuterię, które miałam na sobie wczoraj i łuk oraz kołczan ze strzałami. Uchyliłam płachtę zasłaniającą wejście do namiotu. Wzięłam w rękę lampę naftową i jak najciszej poszłam do lasu. Odeszłam spory kawałek od wioski i znalazłam sobie polankę, na której spokojnie mogłam ćwiczyć. Ciuchy, które dostałam od Omaszy, położyłam na kamieniu, a kołczan założyłam na ramiona (miał szelki ze skóry). Wyjęłam jedną strzałę, nieumiejętnie przyłożyłam ją do łuku i napięłam cięciwę. Ustawiłam łuk w stronę dużego drzewa stojącego około dziesięć metrów ode mnie, po czym wypuściłam strzałę. Strzała upadła jakiś metr od drzewa. Spróbowałam kolejny raz. Tym razem bardziej naciągnęłam cięciwę i pewniej ścisnęłam łuk. Strzała trafiła w jedną z gałęzi drzewa. I kolejny raz. Strzała ze świstem przecięła powietrze i trafiła w ziemię obok drzewa. Spróbowałam jeszcze raz. I kolejny, i znowu... Strzelałam jeszcze przez dwie godziny. Kiedy skończyłam, byłam z siebie bardzi zadowolona. Zdarzało mi się trafić w pień, ale zazwyczaj trafiałam w ziemię lub gałęzie. Moim celem był pień. A potem mała dziupla w tym pniu. Choć nie szło mi zbyt dobrze nie zrażałam się. Postanowiłam, że nauczę się strzelać choćby nie wiem co się miało stać. Na razie jednak musiałam wracać. Nie chciałam, żeby ktoś się o tym dowiedział. Chciałam, żeby to była taka moja mała tajemnica. Szybko zdjęłam swoje ciuchy i założyłam sukienkę i biżuterię. Łuk i kołczan zawinęłam w ciuchy i poszłam boso w stronę wioski. (Chciałabym zaznaczyć, że Olivia od początku była bez butów. Zostawiła je u Omaszy od razu po obudzeniu.)
Kiedy wyszłam na polanę, postanowiłam, że pójdę za namiotami, żeby nikt mnie nie przyuważył. W namiocie pod spódnicę założyłam spodnie, które były w skrzyni, zostawiłam pozostałe rzeczy i poszłam pod namiot Omaszy. Tam miałam się spotkać z Kizzy, a przecież było już prawie południe, więc powinna zaraz się zjawić. Nagle z namiotu wyszła Omasza.
- Olivia, wszędzie cię szukałam. Chodź, dam ci coś do jedzenia.
Widząca dała mi jeść. Kiedy skończyłam, chwilę milczałam, w końcu jednak się odważyłam.
- Omaszo... Czy... No wiesz... Bo mam takie pytanie... Znaczy się ja wiem, że ty możesz nie wiedzieć, ale... No wiesz bo moja babcia... No chciałam się zapytać, czy ja też mam ten Dar.
Omasza przymrużyła oczy.
- Nie wiem. Tego się nie da wykryć. To trzeba odkryć. Widzisz, u twojej babci było inaczej. U niej to się po prostu domyśliłam. W wiosce, gdzie wszyscy są ciemni, rodzi się dziewczynka, która jest blondynką z jasną skórą... Od razu wiadomo, że coś jest na rzeczy. A byłam pewna, że nie jest przygarnięta, tylko naprawdę jest córką Paliego i Kosmy, a oni oboje byli stąd. Poza tym jej prababcia również miała Dar, znałam ją i ona powiedziała mi, że jest on dziedziczny. No więc postanowiłam zaryzykować i powiedzieć, że Linda również go ma.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Czyli ty wcale nie wiedziałaś, czy moja babci naprawdę go odziedziczyła? A ona wiedziała, że ty po prostu się domyśliłaś?
- Oczywiście, powiedziałam jej. Przecież gdybym jej nie powiedziała, a okazałoby się, że ona jednak nie miałaby Daru, z pewnością by się bardzo rozczarowała.
- Acha... Ale momencik, ty znałaś prababcię mojej babci?! Czyli moją praprababcię?! Ty jesteś nieśmiertelna?!
Omasza zaśmiała się.
- Nie, nie jestem. Jestem po prostu bardzo, bardzo stara. Ale umieram jak każdy inny.
W tym momencie z zewnątrz rozległ się dziewczęcy głos:
- Pani Omaszo, mogę wejść?
- Oczywiście, Kizzy. Kizzy to córka... - zaczęła Omasza, ale Kizzy jej przerwała.
- Olivia! Ha ha, chodź, coś ci pokażę! - zawołała wesoło, wpadając do namiotu.
- To wy już się znacie? No ładnie... - zaśmiała się kobieta.
- No tak... Dobrze, ja już idę! Dowidzenia, Omaszo! - zawołałam z uśmiechem, a Omasza tylko mi pomachała.
Kizzy pociągnęła mnie za rękę ku wyjściu, a kiedy szłyśmy przez polanę mówiła:
- Ćwiczyłam to co mi pokazałaś i już nawet umiem. Zaraz ci pokażę. Nawet wzięłam sobie spodnie, żeby mi się lepiej ćwiczyło!
- Ja też wzięłam spodnie. Chodźmy, mam idealne miejsce do ćwiczeń.
Zaprowadziłam ją tam, gdzie dziś rano strzelałam z łuku.
Zaczęłyśmy trening. Najpierw Kizzy pokazała mi, to co przećwiczyła i szło jej naprawdę dobrze! Była pilną uczennicą. Postanowiłam, że zaczniemy już uczyć się ciosów. Ćwiczyłyśmy dwie godziny. Kiedy wracałyśmy do osady Kizzy spytała:
- Od jak dawna ćwiczysz karate?
- Od paru lat. Kiedy zaczęłam się uczyć miałam dziewięć lat.
Kizzy zaczęła liczyć na palcach.
- Czyli trenujesz już osiem lat? Bo masz siedemnaście, tak?
- No tak. A tak w ogóle, to ty ile masz?
- Ja mam osiem. A ty masz rodzinę? No wiesz: mama, tata, rodzeństwo...
- Mam mamę, tatę i starszą siostrę, ale ona już z nami nie mieszka, ma narzeczonego i z nim kupiła sobie mieszkanie.
- Acha… A ja mam tatę... No i starszego brata...
Spojrzałam na Kizzy.
- A mama?
- Nie mam. Umarła jak mnie rodziła...
Nie miałam pojęcia, że dziewczynka nie ma mamy.
- To smutne... Ale twoja mama tak naprawdę nadal żyje, tyle że w innym świcie... - schyliłam się i mocno ją przytuliłam.
- Ale tata tak nie uważa i twierdzi, że to moja wina! - zasmuciła się dziewczynka.
- Kizzy, nie mów tak... Twój tata na pewno tak nie myśli.
- No właśnie nie! - rozpłakała się dziewczynka - On mnie nie lubi! Zawsze mówi, że ze mną same problemy i kiedyś jak się pokłóciliśmy, to powiedział, że to przeze mnie mama zmarła. No a poza tym to jestem pewna, że gdyby moja mama mnie teraz zobaczyła, to by też mnie nienawidziła za to, że przeze mnie umarła!
- Kizzy, twoja mama bardzo cię kochała i nadal kocha... Ona wcale nie musiała cię rodzić, a jednak to zrobiła… A twój tata powiedział tak, bo był zły, a kiedy ludzie są źli to czasem mówią rzeczy, których nie chcieli powiedzieć... Poza tym nie myśl już o tym. Warto pamiętać o zmarłych, ale nie można żyć przeszłością... Nie sprawisz już, żeby twoja mama ożyła. Musisz się przyzwyczaić, że twojej mamy już przy tobie nie ma i nauczyć się żyć bez niej... Masz jeszcze rodzinę, mnie i siebie... Już o tym nie myśl. Nie dołuj się... - mocno ją przytuliłam.
W końcu odciągnęłam ją od siebie, kucnęłam i otarłam jej łzy dłonią.
Dziewczynka lekko się do mnie uśmiechnęła.
Ja również się uśmiechnęłam.
- Chodźmy już.
Kizzy chwyciła mnie za rękę i razem poszłyśmy w stronę wioski.


Dziękuję za każdy dodany komentarz! ;)
Cieszę się, że blog się podoba. :*
Dzisiaj dodam aż trzy
rozdziały, bo miałam wenę...
♥♥♥
Sophie H.

Brak komentarzy: