Jednak ten nie nadchodził. Leżałam tak z dwie godziny i
cały czas nie mogłam zasnąć. Kręciłam się, wierciłam, aż w końcu postanowiłam,
że pójdę się przejść. Szybko założyłam bieliznę, top i spódnicę i wyszłam na
pustą już o tej porze polanę. Usiadłam koło dogasającego ogniska i wdychałam
cudowny zapach dymu. Nagle zauważyłam, że ktoś idzie w moją stronę. Tym kimś
okazała się Kizzy. Usiadła obok mnie.
- Też nie możesz spać? -
spytałam ją.
- No... - powiedziała smutno.
- Coś się stało?
Kizzy chwilę milczała, po czym
powiedziała.
- No, bo ja wiem, że miałam o
tym nie myśleć, ale teraz, to już ani tata mnie nie lubi, ani mój brat... I nie
mów, że jest inaczej!
- A czemu niby tak myślisz?
- No bo tata, to już sama wiesz,
a mój brat, bo ma mnie gdzieś! Na żadnym posiłki ze mną nie usiadł! Do tego nie
chce się ze mną bawić i cały czas siedzi z tą swoją dziewczyną! A ta
dziewczyna, kiedyś jak jego nie było powiedziała, że mój brat już mnie nie
kocha, że kocha tylko ją, i że to dlatego, że jestem tylko małą głupią
dziewczynką, która nie jest nikomu potrzebna! - mówiła Kizzy ze łzami w oczach.
- To nie prawda! Ta jego
dziewczyna to jakaś zołza i jeśli twój brat ma choć trochę rozumu to już
niedługo ją zostawi! Poza tym powiem ci szczerze, że gdyby nie ty to już dawno
bym się tu zgubiła i nikogo bym nie znała. Jesteś miła, inteligentna,
pracowita, wesoła, mądra i przyjacielska, a ta dziewczyna nic o tobie nie wie!
Komu chcesz wierzyć: jakiejś idiotce, czy mi? Kizzy, niektórzy już tacy są! A
twój brat może jeszcze się zmieni. Porozmawiaj z nim, może zrozumie... -
powiedziałam obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie.
Kizzy uśmiechnęła się.
- Może i masz rację... Ale Leo
to już taki jest, on się nie zmieni...
- Skąd wiesz? Może akurat cię
zaskoczy? - powiedziałam wesoło.
I wtedy nagle coś do mnie
dotarło. Mało się nie zadławiłam, kiedy to sobie uświadomiłam.
- Leo?! Twój brat to... Leo?!
Ten Leo, który... no wiesz...
Kizzy spuściła głowę.
- Tak... Ten co się na ciebie
rzucił... - powiedziała zawstydzona - Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale
pomyślałam, że wtedy przestaniemy być przyjaciółkami... No bo wiesz, Leo jak ci
to zrobił, to pewnie go trochę nie lubisz...
Zamurowało mnie. No normalnie
nie mogłam się ruszyć. Wpatrywałam się z otwartą buzią na małą Kizzy, która z
nerwów rwała trawę. W końcu jednak się ogarnęłam.
- Kizzy, bez względu na to, kto
będzie twoim bratem i tak będę cię lubić... Jesteśmy przyjaciółkami, a
przyjaciółki tak właśnie robią. Nie martw się, nawet dla twojego brata jest
jeszcze szansa...
Kizzy po prostu się do mnie
przytuliła i zaczęła cicho pochlipywać. Posadziłam ją sobie na kolanach i jedną
ręką objęłam w talii, a drugą gładziłam po włosach.
- Ciiiii... Sporo emocji jak na
jeden dzień, prawda? Może jednak spróbuj pójść spać... Jutro po śniadaniu może
gdzieś sobie razem pójdziemy...?
Kizzy oparła się policzkiem o
moją klatkę piersiową i parząc gdzieś w dal wyszeptała:
- Dobrze...
Obie wstałyśmy, mocno ją
przytuliłam, po czym odprowadziłam ją kawałek.
- Dalej już pójdę sama... -
powiedziała.
Znowu się przytuliłyśmy, po czym
ja wróciłam do ogniska, a ona do swojego namiotu. (o dziwo nie spała tam gdzie
Perhan, czyli jak się okazało jej ojciec)
Usiadłam koło ogniska. Czułam
się jakbym siedziała na materacu... Cała polana pokryta była ugniecioną
wysoką... No nie wiem, coś jakby słomą, tyle że to było bardziej miękkie i nie
kłuło. Położyłam się na plecach i patrzyłam w gwiazdy. Nagle jednak usłyszałam
koło siebie jakiś szelest tej niby słomy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i
niepewnie spytałam:
- Kizzy? To ty?
Ale to na moje nieszczęście wcale
nie była Kizzy, tylko Leo... Ale tym razem już przed nim nie uciekałam. Nie
czułam takiej potrzeby. I chociaż nadal nie za bardzo go lubiłam, to
pomyślałam, że to może dobry moment, żeby z nim pogadać o Kizzy... Usiadł obok
mnie. Oboje milczeliśmy... On patrzył na gwiazdy nad czymś się zastanawiając, a
ja patrzyłam się na namioty... Nagle poczułam na sobie jego wzrok. Trochę się
przestraszyłam, ale on tylko nadal się na mnie patrzył.
- Popatrz na mnie... - poprosił.
- Nie.
- Olivia, popatrz na mnie.
Kiedy użył mojego imienia
wzdrygnęłam się.
- Nie bój się mnie, nic ci przecież
nie zrobię. - zaśmiał się.
Nie miałam zamiaru na niego
patrzeć. Bałam się go...
On chyba to wyczuł, bo ujął
delikatnie mój podbródek i przechylił moją głowę w jego stronę. Kiedy na niego
spojrzałam, myślałam że zaraz się zachłysnę z wrażenia. Z bliska był jeszcze
przystojniejszy niż z daleka. Światło księżyca oświetlało jego twarz, przez co
dobrze go widziałam. On puścił mój podbródek i zaczął.
- Słuchaj... Chcę cię przeprosić... No
wiesz... Za to, co się stało wczoraj... Przepraszam... Wiem, że może...
- Nic się nie stało. -
przerwałam mu.
- Że co?
- Nic się nie stało. -
powtórzyłam spokojnie nie patrząc na niego.
- I już? Ty tak po prostu mi
wybaczasz?
- Tak.
Leo spojrzał na gwiazdy, potem
na mnie i uśmiechając się powiedział:
- Dziękuję...
Potem wstał i podał mi rękę. Ja
ją ujęłam, a on delikatnie pomógł mi wstać. Potem razem zaczęliśmy iść w stronę
lasu.
- Wiesz... Rozmawiałam z twoją
siostrą i... - zaczęłam niepewnie.
- Wiem, słyszałem... Też nie
mogłem spać...
Oboje chwilę milczeliśmy.
- Czy... Czy wasz tata
naprawdę... Tak no wiesz... Ją...
- Tak... On jest głupi... Nie
chciał, żeby ona się urodziła... Przekonywał do tego naszą matkę, ale ona się
nie zgodziła. Kiedy Kizzy się urodziła i okazało się, że nie dość, że jest
dziewczyną, to jeszcze nasza matka zmarła podczas porodu... No wtedy nasz
ojciec chciał ją zabić, ale się powstrzymał... Ale tak czy inaczej znienawidził
ją i nie chciał nawet, żeby z nim mieszkała...
Milczałam chwilę.
- A ty... No wiesz... Też masz
jej to za złe?
- Nie... Na początku tak było,
ale teraz już nie winię o to Kizzy... Ona jest przecież tylko małą
dziewczynką...
Przytaknęłam. Miałam dosyć tej
napiętej atmosfery, ale nie wiedziałam jak ją przerwać. Na szczęście zajął się
tym Leo.
- A tak w ogóle to co ty jej
zrobiłaś, że jest taka wesoła? Zawsze była strasznie poważna, a teraz normalnie
inne dziecko! - zaśmiał się.
- Sama nie wiem... Jakoś tak po
prostu się dogadujemy... - powiedziałam uśmiechając się.
Jednak nagle mina mi zrzedła. W
krzakach siedział jakiś ogromny zwierz!
Momentalnie przyległam do Leo
łapiąc go za koszulę.
- Leo, tam coś jest! Takie
wielkie! - pisnęłam tuląc się do niego i spoglądając w stronę krzaków.
Leo obojętnie spytał:
- Gdzie?
- Tam! - pisnęłam.
On niechętnie mnie od siebie odciągnął i wyjął
sztylet, który cały czas miał w pokrowcu przyczepiony do spodni. Podszedł do
krzaków i gotowy do ataku rozchylił je. Z krzaków wyskoczył ogromny... Zając...
Pociągnął nosem i szybko z powrotem zniknął w krzakach. Leo zaczął się śmiać i
ja też.
- No wielki to on był... -
zaśmiał się podchodząc do mnie.
- Nie wiedziałam, że to zając...
Z daleka wydawał się większy...
Oboje znowu się roześmieliśmy i
ruszyliśmy dalej. W końcu doszliśmy do niedużego jeziorka, na którym rosło
mnóstwo białych lilii. Wokół rosły brzozy, które porastał jakiś bluszcz, który
miał mnóstwo małych, różowych kwiatków.
W wodzie odbijał się księżyc, a
wszystko razem było jednym z najpiękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek
widziałam.
- Jejku, jak tu pięknie! -
wyszeptałam podchodząc do jeziorka.
Usiadłam na trawie i zanurzyłam
koniec stopy w wodzie. Woda była bardzo
ciepła.
-
Ciepła... - stwierdziłam na co Leo zdjął koszulę, odszedł parę kroków i w
spodniach wskoczył do wody opryskując mnie przy tym. Zaczęłam się śmieć
zasłaniając się, bo on zaczął mnie chlapać.
- Nie,
Leo przestań! Ha ha, będę cała mokra! - zawołałam ze śmiechem.
On
wyszedł z wody podszedł do mnie i wbrew moim piskom wziął mnie na ręce okręcił
się dookoła po czym wrzucił mnie do wody.

Kiedy się wynurzyłam zaczęłam go chlapać
śmiejąc się. On się zanurzył znikając mi z pola widzenia. Szukałam go wzrokiem,
ale nigdzie go nie było. Nagle poczułam jak ktoś (Leo) od tyłu obejmuje mnie
jedną ręką w talii, a drugą pod biustem i mocno do siebie przyciąga. Leo
spojrzał na mnie przez moje lewe ramię, pocałował w policzek (OMG) i
powiedział:
-
Trzęsiesz się, chodź bo będziesz chora.
Już
chciałam ruszyć, lecz wtedy on wziął mnie na ręce i zaniósł na brzeg. Posadził
mnie na trawie i sam położył się obok mnie. Zaczęłam cichutko szczękać zębami,
bo zrobiło mi się naprawdę zimno. Leo chyba to zauważył, bo przysunął się do
mnie i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Spojrzałam na niego z
wdzięcznością i położyłam mu głowę na ramieniu podciągając nogi pod brzuch i
kładąc ręce na kolanach. Siedzieliśmy tak jakiś czas, ale w końcu skóra mi
wyschła, a nadal mokra spódnica sprawiała, że zrobiło mi się strasznie zimno.
-
Chodźmy już, muszę wysuszyć ciuchy.
Leo
skinął głową i podał mi swoją koszulę.
- Masz,
okryj się. - powiedział.
- Dziękuję.
Narzuciłam
na ramiona jego koszulę i razem ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy mieliśmy już
się rozdzielić Leo spojrzał na mnie z uśmiechem, ja również się do niego
uśmiechnęłam. Nagle nie wiadomo czemu zaczęliśmy się do siebie powoli
przybliżać. On objął mnie w talii, a ja położyłam mu ręce na klatce piersiowej.
Nagle on przyciągnął mnie mocniej do siebie przez co nasze usta złączyły się w
delikatnym pocałunku. Kiedy się od siebie odsunęliśmy miałam kompletny mętlik w
głowie. Zdjęłam moje ręce z jego torsu i odsunęłam się.
- Ja już
muszę iść... Do-dobranoc... - powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę mojego
namiotu.
-
Dobranoc, Olivio. - odpowiedział Leo.
Ja
natomiast jak najszybciej powiesiłam mokre ciuchy do wyschnięcia i poszłam
spać. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem były słowa z pamiętnika babci: ,,Pierwsze wrażenia bywają złudne.''.
~Leo~
Kiedy
wracałem do mojego i Kizzy namiotu (mieliśmy jeden namiot, tyle że
przedzielony) nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem całując Olivię. Zaczęło się
między nami układać, a ten pocałunek być może wszystko popsuł. Sam nie
wiedziałem, czemu mi tak na niej zależy. Ona po prostu była inna. Dużo mi
uświadomiła. Po pierwsze: już wiem jaka Aishe (czyt. Ajsze) (moja dziewczyna)
jest naprawdę. Wredna i głupia. Zerwę z nią jutro. Chociaż ja i tak byłem z nią
bardziej dla korzyści, niż z miłości. No właśnie... Po drugie: że może warto
zaprzestać tego ciągłego zmieniania dziewczyn.... No i po trzecie: że muszę
więcej czasu spędzać z Kizzy, moją małą, kochaną siostrzyczką, która przez moje
zachowanie myśli, że jej nie kocham... Z takimi postanowieniami zasnąłem. Całą
noc śniła mi się Olivia przytulająca płaczącą Kizzy.
Na dzisaj to tyle.
Dodałam trzy rozdziały, ale nie
przezwyczajajcie się. Nie będzie tak zawsze.
Dziękuję jeszcze raz za każdy komentarz!
Kocham Was!
Pa pa!
♥♥♥
Sophie H.
2 komentarze:
Rozdział świetny :) no w sumie to rozdziały wszystkie trzy.
Tutaj Marmalad M. :) poprostu zmieniłam nick xD Już lubię Kizzy. Taka fajna niewinna dziewczynka xD
Leo zrywa z Aishą! (jak źle piszę to popraw)
Mała Olivia niezłe zamieszanie robi xD
Czekam na nn ^^
Ps. Zapraszam do siebie: kickinit-mojeopowiadanie.blogspot.com
Rozdział BOSKI
Leo jest naprawdę słodki
Mam nadzieję że niedługo Leolivia. Szkoda mi Kizzy no ale ma teraz chociaż Leo i Olivie
kocham <3 i czekam na nn
Prześlij komentarz