sobota, 15 marca 2014

Rozdział 7. Pocałunek

Jednak ten nie nadchodził. Leżałam tak z dwie godziny i cały czas nie mogłam zasnąć. Kręciłam się, wierciłam, aż w końcu postanowiłam, że pójdę się przejść. Szybko założyłam bieliznę, top i spódnicę i wyszłam na pustą już o tej porze polanę. Usiadłam koło dogasającego ogniska i wdychałam cudowny zapach dymu. Nagle zauważyłam, że ktoś idzie w moją stronę. Tym kimś okazała się Kizzy. Usiadła obok mnie.
- Też nie możesz spać? - spytałam ją.
- No... - powiedziała smutno.
- Coś się stało?
Kizzy chwilę milczała, po czym powiedziała.
- No, bo ja wiem, że miałam o tym nie myśleć, ale teraz, to już ani tata mnie nie lubi, ani mój brat... I nie mów, że jest inaczej!
- A czemu niby tak myślisz?
- No bo tata, to już sama wiesz, a mój brat, bo ma mnie gdzieś! Na żadnym posiłki ze mną nie usiadł! Do tego nie chce się ze mną bawić i cały czas siedzi z tą swoją dziewczyną! A ta dziewczyna, kiedyś jak jego nie było powiedziała, że mój brat już mnie nie kocha, że kocha tylko ją, i że to dlatego, że jestem tylko małą głupią dziewczynką, która nie jest nikomu potrzebna! - mówiła Kizzy ze łzami w oczach.
- To nie prawda! Ta jego dziewczyna to jakaś zołza i jeśli twój brat ma choć trochę rozumu to już niedługo ją zostawi! Poza tym powiem ci szczerze, że gdyby nie ty to już dawno bym się tu zgubiła i nikogo bym nie znała. Jesteś miła, inteligentna, pracowita, wesoła, mądra i przyjacielska, a ta dziewczyna nic o tobie nie wie! Komu chcesz wierzyć: jakiejś idiotce, czy mi? Kizzy, niektórzy już tacy są! A twój brat może jeszcze się zmieni. Porozmawiaj z nim, może zrozumie... - powiedziałam obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie.
Kizzy uśmiechnęła się.
- Może i masz rację... Ale Leo to już taki jest, on się nie zmieni...
- Skąd wiesz? Może akurat cię zaskoczy? - powiedziałam wesoło.
I wtedy nagle coś do mnie dotarło. Mało się nie zadławiłam, kiedy to sobie uświadomiłam.
- Leo?! Twój brat to... Leo?! Ten Leo, który... no wiesz...
Kizzy spuściła głowę.
- Tak... Ten co się na ciebie rzucił... - powiedziała zawstydzona - Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale pomyślałam, że wtedy przestaniemy być przyjaciółkami... No bo wiesz, Leo jak ci to zrobił, to pewnie go trochę nie lubisz...
Zamurowało mnie. No normalnie nie mogłam się ruszyć. Wpatrywałam się z otwartą buzią na małą Kizzy, która z nerwów rwała trawę. W końcu jednak się ogarnęłam.
- Kizzy, bez względu na to, kto będzie twoim bratem i tak będę cię lubić... Jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciółki tak właśnie robią. Nie martw się, nawet dla twojego brata jest jeszcze szansa...
Kizzy po prostu się do mnie przytuliła i zaczęła cicho pochlipywać. Posadziłam ją sobie na kolanach i jedną ręką objęłam w talii, a drugą gładziłam po włosach.
- Ciiiii... Sporo emocji jak na jeden dzień, prawda? Może jednak spróbuj pójść spać... Jutro po śniadaniu może gdzieś sobie razem pójdziemy...?
Kizzy oparła się policzkiem o moją klatkę piersiową i parząc gdzieś w dal wyszeptała:
- Dobrze...
Obie wstałyśmy, mocno ją przytuliłam, po czym odprowadziłam ją kawałek.
- Dalej już pójdę sama... - powiedziała.
Znowu się przytuliłyśmy, po czym ja wróciłam do ogniska, a ona do swojego namiotu. (o dziwo nie spała tam gdzie Perhan, czyli jak się okazało jej ojciec)
Usiadłam koło ogniska. Czułam się jakbym siedziała na materacu... Cała polana pokryta była ugniecioną wysoką... No nie wiem, coś jakby słomą, tyle że to było bardziej miękkie i nie kłuło. Położyłam się na plecach i patrzyłam w gwiazdy. Nagle jednak usłyszałam koło siebie jakiś szelest tej niby słomy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i niepewnie spytałam:
- Kizzy? To ty?
Ale to na moje nieszczęście wcale nie była Kizzy, tylko Leo... Ale tym razem już przed nim nie uciekałam. Nie czułam takiej potrzeby. I chociaż nadal nie za bardzo go lubiłam, to pomyślałam, że to może dobry moment, żeby z nim pogadać o Kizzy... Usiadł obok mnie. Oboje milczeliśmy... On patrzył na gwiazdy nad czymś się zastanawiając, a ja patrzyłam się na namioty... Nagle poczułam na sobie jego wzrok. Trochę się przestraszyłam, ale on tylko nadal się na mnie patrzył.
- Popatrz na mnie... - poprosił.
- Nie.
- Olivia, popatrz na mnie.
Kiedy użył mojego imienia wzdrygnęłam się.
- Nie bój się mnie, nic ci przecież nie zrobię. - zaśmiał się.
Nie miałam zamiaru na niego patrzeć. Bałam się go...
On chyba to wyczuł, bo ujął delikatnie mój podbródek i przechylił moją głowę w jego stronę. Kiedy na niego spojrzałam, myślałam że zaraz się zachłysnę z wrażenia. Z bliska był jeszcze przystojniejszy niż z daleka. Światło księżyca oświetlało jego twarz, przez co dobrze go widziałam. On puścił mój podbródek i zaczął.
 - Słuchaj... Chcę cię przeprosić... No wiesz... Za to, co się stało wczoraj... Przepraszam... Wiem, że może...
- Nic się nie stało. - przerwałam mu.
- Że co?
- Nic się nie stało. - powtórzyłam spokojnie nie patrząc na niego.
- I już? Ty tak po prostu mi wybaczasz?
- Tak.
Leo spojrzał na gwiazdy, potem na mnie i uśmiechając się powiedział:
- Dziękuję...
Potem wstał i podał mi rękę. Ja ją ujęłam, a on delikatnie pomógł mi wstać. Potem razem zaczęliśmy iść w stronę lasu.
- Wiesz... Rozmawiałam z twoją siostrą i... - zaczęłam niepewnie.
- Wiem, słyszałem... Też nie mogłem spać...
Oboje chwilę milczeliśmy.
- Czy... Czy wasz tata naprawdę... Tak no wiesz... Ją...
- Tak... On jest głupi... Nie chciał, żeby ona się urodziła... Przekonywał do tego naszą matkę, ale ona się nie zgodziła. Kiedy Kizzy się urodziła i okazało się, że nie dość, że jest dziewczyną, to jeszcze nasza matka zmarła podczas porodu... No wtedy nasz ojciec chciał ją zabić, ale się powstrzymał... Ale tak czy inaczej znienawidził ją i nie chciał nawet, żeby z nim mieszkała...
Milczałam chwilę.
- A ty... No wiesz... Też masz jej to za złe?
- Nie... Na początku tak było, ale teraz już nie winię o to Kizzy... Ona jest przecież tylko małą dziewczynką...
Przytaknęłam. Miałam dosyć tej napiętej atmosfery, ale nie wiedziałam jak ją przerwać. Na szczęście zajął się tym Leo.
- A tak w ogóle to co ty jej zrobiłaś, że jest taka wesoła? Zawsze była strasznie poważna, a teraz normalnie inne dziecko! - zaśmiał się.
- Sama nie wiem... Jakoś tak po prostu się dogadujemy... - powiedziałam uśmiechając się.
Jednak nagle mina mi zrzedła. W krzakach siedział jakiś ogromny zwierz!
Momentalnie przyległam do Leo łapiąc go za koszulę.
- Leo, tam coś jest! Takie wielkie! - pisnęłam tuląc się do niego i spoglądając w stronę krzaków.
Leo obojętnie spytał:
- Gdzie?
-  Tam! - pisnęłam.
On niechętnie mnie od siebie odciągnął i wyjął sztylet, który cały czas miał w pokrowcu przyczepiony do spodni. Podszedł do krzaków i gotowy do ataku rozchylił je. Z krzaków wyskoczył ogromny... Zając... Pociągnął nosem i szybko z powrotem zniknął w krzakach. Leo zaczął się śmiać i ja też.
- No wielki to on był... - zaśmiał się podchodząc do mnie.
- Nie wiedziałam, że to zając... Z daleka wydawał się większy...
Oboje znowu się roześmieliśmy i ruszyliśmy dalej. W końcu doszliśmy do niedużego jeziorka, na którym rosło mnóstwo białych lilii. Wokół rosły brzozy, które porastał jakiś bluszcz, który miał mnóstwo małych, różowych kwiatków.
W wodzie odbijał się księżyc, a wszystko razem było jednym z najpiękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek widziałam.
- Jejku, jak tu pięknie! - wyszeptałam podchodząc do jeziorka.
Usiadłam na trawie i zanurzyłam koniec stopy w wodzie. Woda była bardzo
ciepła.
- Ciepła... - stwierdziłam na co Leo zdjął koszulę, odszedł parę kroków i w spodniach wskoczył do wody opryskując mnie przy tym. Zaczęłam się śmieć zasłaniając się, bo on zaczął mnie chlapać.
- Nie, Leo przestań! Ha ha, będę cała mokra! - zawołałam ze śmiechem.
On wyszedł z wody podszedł do mnie i wbrew moim piskom wziął mnie na ręce okręcił się dookoła po czym wrzucił mnie do wody. 
Kiedy się wynurzyłam zaczęłam go chlapać śmiejąc się. On się zanurzył znikając mi z pola widzenia. Szukałam go wzrokiem, ale nigdzie go nie było. Nagle poczułam jak ktoś (Leo) od tyłu obejmuje mnie jedną ręką w talii, a drugą pod biustem i mocno do siebie przyciąga. Leo spojrzał na mnie przez moje lewe ramię, pocałował w policzek (OMG) i powiedział:
- Trzęsiesz się, chodź bo będziesz chora.
Już chciałam ruszyć, lecz wtedy on wziął mnie na ręce i zaniósł na brzeg. Posadził mnie na trawie i sam położył się obok mnie. Zaczęłam cichutko szczękać zębami, bo zrobiło mi się naprawdę zimno. Leo chyba to zauważył, bo przysunął się do mnie i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i położyłam mu głowę na ramieniu podciągając nogi pod brzuch i kładąc ręce na kolanach. Siedzieliśmy tak jakiś czas, ale w końcu skóra mi wyschła, a nadal mokra spódnica sprawiała, że zrobiło mi się strasznie zimno.
- Chodźmy już, muszę wysuszyć ciuchy.
Leo skinął głową i podał mi swoją koszulę.
- Masz, okryj się. - powiedział.
- Dziękuję.
Narzuciłam na ramiona jego koszulę i razem ruszyliśmy w drogę powrotną. Kiedy mieliśmy już się rozdzielić Leo spojrzał na mnie z uśmiechem, ja również się do niego uśmiechnęłam. Nagle nie wiadomo czemu zaczęliśmy się do siebie powoli przybliżać. On objął mnie w talii, a ja położyłam mu ręce na klatce piersiowej. Nagle on przyciągnął mnie mocniej do siebie przez co nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Kiedy się od siebie odsunęliśmy miałam kompletny mętlik w głowie. Zdjęłam moje ręce z jego torsu i odsunęłam się.
- Ja już muszę iść... Do-dobranoc... - powiedziałam, po czym ruszyłam w stronę mojego namiotu.
- Dobranoc, Olivio. - odpowiedział Leo.
Ja natomiast jak najszybciej powiesiłam mokre ciuchy do wyschnięcia i poszłam spać. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem były słowa z pamiętnika babci: ,,Pierwsze wrażenia bywają złudne.''.

~Leo~


Kiedy wracałem do mojego i Kizzy namiotu (mieliśmy jeden namiot, tyle że przedzielony) nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem całując Olivię. Zaczęło się między nami układać, a ten pocałunek być może wszystko popsuł. Sam nie wiedziałem, czemu mi tak na niej zależy. Ona po prostu była inna. Dużo mi uświadomiła. Po pierwsze: już wiem jaka Aishe (czyt. Ajsze) (moja dziewczyna) jest naprawdę. Wredna i głupia. Zerwę z nią jutro. Chociaż ja i tak byłem z nią bardziej dla korzyści, niż z miłości. No właśnie... Po drugie: że może warto zaprzestać tego ciągłego zmieniania dziewczyn.... No i po trzecie: że muszę więcej czasu spędzać z Kizzy, moją małą, kochaną siostrzyczką, która przez moje zachowanie myśli, że jej nie kocham... Z takimi postanowieniami zasnąłem. Całą noc śniła mi się Olivia przytulająca płaczącą Kizzy.


Na dzisaj to tyle.
Dodałam trzy rozdziały, ale nie 
przezwyczajajcie się. Nie będzie tak zawsze.
Dziękuję jeszcze raz za każdy komentarz! 
Kocham Was!
Pa pa!
♥♥♥
Sophie H.

2 komentarze:

Marta pisze...

Rozdział świetny :) no w sumie to rozdziały wszystkie trzy.
Tutaj Marmalad M. :) poprostu zmieniłam nick xD Już lubię Kizzy. Taka fajna niewinna dziewczynka xD
Leo zrywa z Aishą! (jak źle piszę to popraw)
Mała Olivia niezłe zamieszanie robi xD
Czekam na nn ^^
Ps. Zapraszam do siebie: kickinit-mojeopowiadanie.blogspot.com

Unknown pisze...

Rozdział BOSKI
Leo jest naprawdę słodki
Mam nadzieję że niedługo Leolivia. Szkoda mi Kizzy no ale ma teraz chociaż Leo i Olivie
kocham <3 i czekam na nn